słowa kluczowe: Monte Carlo, kasyno, podróże. | |||
Świat | 2011.04.12 19:10 |
Kasyno | Były bloger | ||
Zenon Jaszczuk tak mnie potraktował wspaniałomyślnie w jednym ze
swoich komentarzy: „…Pewnie
masz rację Marek - światowcu…” Nadąłem się z dumy, pękłem jeszcze szybciej – i dawaj
się tłumaczyć.
| |||
Ale dzisiaj myślę tak: czekaj no Ty Zenonie, o tym nie wiesz, a
ja tam byłem! I stąd opowiastka… Francja ad 1978 normalnemu człowiekowi jawiła się jako coś tak niezwykle oddalonego, jak nie przymierzając Mars. Polska prasa przywoływała od czasu do czasu informacje o bliżej nieokreślonych demonstracjach studenckich wokół paryskiej Sorbony, mgliście informując, że dotyczą one Iranu. Ale kto by się tam ekscytował jakimiś irańskimi dążeniami wyrażanymi przez francuskich uczniaków… W Warszawie dziesięć lat po marcowym laniu żadnemu studentowi nie przychodziło już do głowy by cokolwiek demonstrować.
Szef zawiadomił mnie, iż w ambasadzie francuskiej za trzy dni odbędzie się egzamin językowy związany z możliwością trzytygodniowego pobytu we Francji –mam tam iść i zachować się jak należy. Deklarowałem co prawda przed laty podstawową znajomość tego języka – ale… Egzamin okazał się dziecinnie prosty. Zapisano: znajomość francuskiego kontaktowa. Wizyta w komórce paszportowej RSW i pytanie: a żarcie i spanie tam dostaniesz? Tak – odparłem, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie pozbawiłem się dolarowej diety. Przepis mówił: gdy żarcie i spanie jest, dieta jednodniowa siedem i pół dolara.
Okęcie. Dlaczego z tak wielkim plecakiem? Bo na obóz w Pireneje. Kto zaprasza? Ble, ble, ble, jakaś poważna nazwa związana z ministerstwem kultury. Przechodzić! Pamiętam, że lecieliśmy nad Szwajcarią i nawet zapowiedziano międzylądowanie z powodów technicznych. Ale potem samolot najwyraźniej odzyskał wigor i dofrunął jakoś do Paryża. Pociąg w Pireneje odchodził za dwie godziny z Gare du Nord. Tylko jak tam się dostać – te kilkadziesiąt kilometrów od Orly? Specjalnym autobusem. Pięć dolarów bilet. OK., mam, płacę.
Podróż pociągowa prosta, tylko jedna przesiadka, przed dworcem czekał mikrobus, jego kierowca zdumiony, że dotarłem sprawnie i nie wnoszę pretensji. Kilkanaście kilometrów i małe miasteczko Castillon en Couserans. Przed hotelem trójka pozostałych Polaków, dotarli inną trasą, ale trzeba ich było szukać i zbierać w różnych punktach. Psi instynkt podpowiada: bierz pokój z kimś obcym. Dostałem Harolda z Belgii. Dalej byli już tylko Francuzi, trójka z Egiptu, trójka z Nigerii i reszta ekipy belgijskiej, w sumie z pięć osób. Pireneje potężne, ale w tej części z łagodnymi zboczami - coś olbrzymiego odpoczywało pośród wrześniowej, przydymionej już zieleni.
Dwa tygodnie to mnóstwo opowieści. Może kiedyś, przy innej okazji… Nigeryjczyk Tunde tak pokochał mój czerwony, ortalionowy plecak na twardym stelażu, że ani dnia nie dźwigałem go na własnych plecach. Pakowałem do środka przydzielone przez opiekunów butelki z wodą mineralną i zapakowane w folię pieczone kurczaki – Tunde zajmował się resztą. Czasami, podczas pieszych wypraw po górę i pod górę szarzał z wysiłku. Po prostu stawał i robił się szary jak popiół z paleniska. Wtedy trzeba było dać mu piętnaście minut i parę łyków stołowego wina. Marszczył szeroki nos, otrząsał się i dźwigał ładunek dalej. Za skarby nie chciał go oddać.
Po tygodniu znałem wszystkich i wszystko wokół. Nawet mera miasteczka – kiedyś zwiał z pociągu transportującego go do Oświęcimia, mnóstwo czasu spędził pośród kieleckich chłopów, klął jak prawdziwy polski szewc. Belgowie z powodu zażyłości z Haroldem uznali mnie za swojego. Podobno Harold poinformował ich, że po pierwszej, piekielnie ciężkiej wycieczce w góry wpadłem do pokoju i bez chwili namysłu włożyłem zbolałe nogi do bidetu. Łazienki były na korytarzach. A bidety w każdym pokoju… Harold uznał, że można mnie dokooptować do jego grupy jako faceta kompletnie normalnego. W bidecie prał bowiem skarpetki i także moczył nogi.
Belgowie wpadli na pomysł: wypożyczają samochód i jedziemy do… Monte Carlo! Ich trójka i ja. Zrzutka po sto pięćdziesiąt dolarów od głowy. No to zostaję – mam już w gotówce tylko dwa i pół. Jedyna w ekipie belgijska dama skwitowała to jednak tak: będziemy jechać i pić, pić i jechać, potrzebujemy kierowcy, Marek nic nie płaci, będzie jeździł! Jeśli Marion coś powiedziała reszta kładła uszy po sobie i wykonywała. Duża, serdeczna kobita, potrafiła przyłożyć Haroldowi taką blachę w czoło, że ten natychmiast wypluwał pite właśnie w barze piwo.
Następnego dnia jakiś umyślny przywiózł pod nasz hotel zamówione auto. Piekielny Citroen GS combi. Opiekunowie grupy coś tam mamrotali, ale nie opierali się zbytnio, chcą jechać niech jadą, bagaże w końcu zostają w hotelu. Ruszyliśmy najpierw po pirenejskich drogach, potem był zjazd nad Morze Śródziemne i podróż pod palmami. Spaliśmy na plażach dwie noce, marne domki campingowe, ale zawsze to dach nad głową inny od samochodowego. Trzeciego dnia wjechaliśmy do księstwa Rainiera. I od razu było wiadomo, że musimy obejrzeć co jest do obejrzenia i spieprzać z tej krainy rozkoszy, ceny przyprawiały o zawrót głowy nawet Belgów. Stanęło na tym, że ubieramy się jako tako i idziemy zwiedzić Grand Casino. Do czwartej po południu grupa turystyczna, bez nakazu posiadania stroju wieczorowego. Później dwie godziny przerwy – i jak nie masz smokingu to spadaj.
Słynne kasyno w dzień to jak cyrk bez oświetlenia. Harold twierdził, że jak jego mama bez makijażu. Środek wytłumiony, plusze i ciężkie kotary, było już trochę więcej wrażenia. Posnuliśmy się wokół stołów do gier karcianych, w końcu ruletka. Najprawdziwsza, z pędzącym kołem i pokrzykiwaniami nieco znudzonego krupiera „fait vos jeux”. Szczęk żetonów, przepychanki przy obstawianiu kolorowych pól, „rien ne va plus” – i jazda, rusza nerwowo skacząca w kole kulka. Moja ekipa miała coraz bardziej czerwone twarze i błyszczące oczy, Harold wygrał stówę, Marion utopiła dwie stówy, idą do kasy wymieniać żetony. Przypomnieli sobie i o mnie, a jakże: dostałem dwie plastikowe tabliczki. Za trzecim obrotem koła dopchałem się wreszcie do krawędzi stołu. I bach: czarne osiemnaście, niech się dzieje co chce!
Ocknąłem się kiedy krupier przepychał w moim kierunku górkę tych plastikowych potworków. Pamiętam, że rzuciłem mu żeton bodaj o wartości dwudziestu franków, drań wydął wargi i nawet się nie uśmiechnął. Zgarnąłem resztę i już wiedziałem, że w tej sali interesuje mnie wyłącznie okratowana kasa. Ponura urzędniczka zza stalowego pręta pyta w jakiej wypłacać walucie. American dollars, naturallement! Wyszło 480. Złożyłem banknoty i wyszedłem na niewysokie schody. Właściwie wtedy o ile pamiętam najbardziej chciało mi się do domu. W roku 1978 w Polsce prawie pięćset dolców to była fortuna.
Wracaliśmy we wspaniałych nastrojach, Belgom też poszło jak z płatka, Marion odkuła się, Harold przetestował jakiś tajemniczy system, który przyniósł mu prawie dwa tysiące dolców, jechał wychylony przez szybę i po prosty rzygał nadmiarem taniego wina ze szczęścia. A gdy wypluł co miał do wyplucia – wlewał nowe. Guzik mnie to obchodziło. Kombinowałem jak kupić samochód, zamienić bilet lotniczy z Paryża na podróż drogową do Polski. Tydzień późnie prysły zmysły: pomiędzy Paryżem, a Warszawą znajdował się stwór o nazwie DDR. Urzędnik ich paryskiej ambasady spojrzał w mój służbowy paszport i rzucił krótkie „Nein”. Socjalistyczne przedsiębiorstwo prasowe, którego byłem małą, nieistotną częścią powierzyło mi bilet lotniczy – miałem obowiązek wracać samolotem. Koniec rozmowy.
I jak, Okrutny Zenonie – jestem dostatecznie światowy? | |||
|
1951 odsłon | średnio 5 (5 głosów) |
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować |
Re: KASYNO | |||
Zenon Jaszczuk, 2011.04.12 o 19:38 | |||
Marek Zarębski. Wybacz chłopu to okrucieństwo. Prawdę to jeszcze tylko od chłopa usłyszysz. Inteligencja i "inteligencja" to miglanse. One patrzą co ja z tego bedę miał, a kto słucha, a do kogo mówię, a o kim itd. Chłop wali prosto z mostu. I jak widzisz zgadł, że jesteś światowiec. Moje góry turystyczne były inne. Jak wydac parę groszy, wyjechać i wrócic z setką czy dwoma setkami $. Ile za to "kupię" ( oczywiscie załatwię) cementu, pustaków itd. I następna wycieczka po "kafelki" Znasz takie wycieczki. Więc nic nie będę pisał. Pozdrawiam Dopiszę tylko, że trochę kursowałem tam gdzie było można. Jak wiesz chłopom tak paszportów nie dawali na wycieczki po górach francuskich. :-))) | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
Były bloger, 2011.04.12 o 20:05 | |||
Czy znam takie wycieczki? Pewnie że znam! Dzięki nim zobaczyłem trochę Beneluxu - przywiozłem stamtąd parę niezłych samochodów. W dużym mieście niczego wybudować się nie dało. Ja zresztą nie umiem, nawet malowanie w domu robi żona. Za to potrafię do dzisiaj ustawić gaźnik (tylko na co to komu przy obecnej elektronice?) i wyregulować zawory w silniku. A jak się uprę to i sam silnik też wymienię. Pewnie dlatego dzisiaj podczas rutynowej wizyty w urzędzie pracy (bo ja jestem bezrobotny) skądinąd miła dama powiada "To idziesz pan na ucznia do warsztatu!" Na ucznia, w tym wieku, cna kobito? Chyba by to wpisali do księgi rekordów! Już lepiej idzie mi opowiadanie rozmówczyniom, że jeszcze jest młodzieńczy zapał, a już sporo wprawy. A ona w czerwień na policzkach... To nie męczyłem dalej. Pozdrawiam! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
Zenon Jaszczuk, 2011.04.12 o 20:24 | |||
Marek Zarębski. No to tutaj chyba mamy demokrację. Ja jako klasa robotnicza walczaca z komuną też jestem bezrobotny. "Wsadziliśmy" na plecach wrogów Polski. I one teraz gadają, że jest demokracja i tylko one mogą rządzic - nie dziwi nic... .A kto przeciw ten wróg. Gdzieś widziałem na filmie wczoraj w sieci jak bydło kolanami łamało chłopaka na chodniku. Ja troche znam matematykę w przeciwienstwie do Ławęsy. On nie świadomie, ale kiedyś powiedział, że zmienimy wszystko o 360 stopni. No i tak jest, tylko wydanie gorsze 100 razy. Widzisz jaki jesteś mechanik. Podróże kształcą. A ja stałem sie "budowlańcem" Ta pani też by mnie wysłała na nauki, bo umiejętnosci u nich sie nie liczą, tylko papier. A miało być inaczej. Śmiac mi sie chce jak zarejestrowałem się w sieci, że szukam pracy. Już dwa lata, dzień w dzien przychodzą ogłoszenia na pocztę. Tylko byle robota, zgłoszen setki. Ciekawe jak wybierają tego jednego, jak cos lepszego to po wiewiórkach. Ach ... Pozdrawiam | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
Solano, 2011.04.13 o 03:48 | |||
Zgłaszam się do klubu bezrobotnych. Ale przynajmniej poczytać i się pouczyć jest czas... | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
Zenon Jaszczuk, 2011.04.13 o 08:31 | |||
Solano Witaj. To jest bardzo dobry pomysł z tym Klubem Bezrobotnych. Taki Klub miałby wszystkich fachowców, specjalistów we wszystkich dziedzinach. A co najważniejsze, fachowców wysokiej klasy. Bo badziewie jest partyjne i pracuje, efekty tej pracy widzimy. Czyli nastąpiła zdradliwa zmiana - ci co powinni byc bezrobotni pracują (znajomi wiewiórek) ci co powinni pracowac są bezrobotnymi. Pozdrawiam | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
Były bloger, 2011.04.13 o 09:09 | |||
Oj, jest w niektórych miejscach jeszcze gorzej, niżbyśmy w najczarniejszych snach to widzieli. Opowiem Państwu krótką historyjkę z mojego ostatniego miejsca pracy. Panopticum dziwnych typów: najpierw Zalotna Dama. Pięćdziesiątka z dużym czubem i brak poczucia czasu - może i kiedyś była zalotna, dzisiaj jest żałosna. Nie, nie widzi tego. Poszła już na emeryturę, ale pracuje dalej, na etacie córki. Poważnie! Człowiek jak z powieści Musila: bez właściwości i bez kompetencji. Jakichkolwiek! Dalej: wieloletni "dziennikarz" czasopisma branżowego. Z urodzenia, wykształcenia i charakteru - stalinista. Grubo po osiemdziesiątce (!!), głuchy jak pień, bez umiejętności choćby odpalenia komputera. Ale za to nieusuwalny. A, drobiazg: kompletnie nie potrafiący pisać! Szef: pozornie wdzięczny starszy pan, też po osiemdziesiątce, też nie widzi czasu. Człowiek, o którym chciało by się powiedzieć, że gdy poczęły mu się tak bardzo zawężać horyzonty myślowe, że w końcu przekształciły się w mały czarny punkt - zakrzyknął "Oto mój punkt widzenia" i zakochał się sam w sobie. Później z wzajemnością. Były minister w rządzie Messnera. Spieprzył turystykę, poszedł do handlu, gdy i tam mu się nie udało - zajął się budownictwem. Z wiadomym skutkiem. Wredna czerwona małpa bez krzty rozumu. I jak: podobało się? STO PROCENT PRAWDY!! Dlatego choć nie mam roboty to czuję jak powoli poczyna mi wyrastać nad głową aureola. Pozdrawiam! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
Zenon Jaszczuk, 2011.04.13 o 09:24 | |||
Marek Zarębski. Mnie takie sprawy zawsze się nie podobają. Opis mi się podoba, bo ja jakoś o tym wiem. A takie pisanie tylko potwierdza, że nie jestem w błędzie. Jak widzę zaplutego bydłoszewskiego czy grubą kreskę łażącą za komoruskim to rzygać mi się chce. A to mędrcy właśnie - nie widzi, nie słyszy, nie czuje - a mędrzec. Pożyteczny idiota. Pozdrawiam | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
w.red, 2011.04.12 o 21:59 | |||
Sam Pan widzisz Panie Marku. Nie da się pokochać Niemców ;) Niemki to inna rzecz (przynajmniej wtedy). a i z tą "miłoscią to bywało różniasto". W każdym razie co by nie mówić -"zachód". A dziś...no cóż. Minęły lata i ani "zachód" nie ten sam, ani też my. Jedno się jednak nie zmieniło. Nadal tylko możemy na ten "zachód" popatrzeć przez szyby, nawet u nas. Tylko radochy z tego żadnej. I perspektywa jakby coś się zmieniła. A poszukiwania sensownej pracy w naszym kraju...to temat rzeka, a już drogi przez urzędy w jakiejkolwiek sprawie to po prost żal ze stresem (a dla "nieobytego" w nich) to szok i ból. Jedyną bronią petenta jest wówczas "osobisty urok" (o ile spotykamy się z "pcią przeciwną") i ..odrobina szczęścia. Z tego powodu obu Panom mogę jedynie współczuć :( Co w tym jest pozytywnego? Ano chyba silna sugestia że droga którą podążaliśmy do tej pory nie była dla nas tą właściwą. I oto otrzymaliśmy kolejną szansę na to by ją zmienić. Czy to się uda to już inna sprawa, ale...próbować trzeba. pozdrawiam | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
J.Ruszkiewicz - SpiritoLibero, 2011.04.12 o 22:08 | |||
Fajnie Pan opowiada Panie Marku. Kiedy następny kawałek? | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
Były bloger, 2011.04.12 o 22:33 | |||
Niedługo, Panie Jarku, niedługo. Ze mną jest trochę tak jak z odkorkowaną butelką bąbelkowego wina: za dużo naraz chce uciekać przez wąski otwór. Ale na pewno nie będzie o dzieciach. Moje już stare i daleko stąd. To a propos Pańskiej propozycji na Ekranie, oczywiście bez najmniejszej złośliwości, raczej z odrobiną smutku. Pozdrawiam! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
Paweł Tonderski, 2011.04.13 o 02:37 | |||
Obok Muftiego mamy na "polakach" drugiego mistrza pióra i szybkiej riposty. Brawo, to kiedy zagramy w brydża w takim razie? | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: KASYNO | |||
Były bloger, 2011.04.13 o 07:43 | |||
Panie Pawełku Najszanowniejszy! Mój problem polega na tym, że całe życie grałem w brydża jako piąty. To znaczy... no obsługiwałem bar. Stąd kiepski jestem w wistach, lepszy w serwowaniu trunków... Ale pozdrawiam, może i dla mnie jet nadzieja... | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Mistrz pióra | |||
J.Ruszkiewicz - SpiritoLibero, 2011.04.13 o 14:29 | |||
Pawle, masz rację. Do naszego nie kwestionowanego artysty słowa pisanego jakim jest Turbaniarz doszedł nam Pan Marek. Biegając po całym necie zauważyłem kilka prawidłowości. Albo ktoś ma tzw. "dobre pióro" i pisze notki na kilometry i w sumie nic nie ma do powiedzenia albo ma coś ważnego do powiedzenia i nie zawsze potrafi to dobrze sprzedać. Połączenie tych dwóch umiejętności jest Sztuką. Wiem coś o tym bo sam moje notki piszę najpierw w głowie, potem tam leżą i trzeba jakiegoś impulsu żebym postukał w klawiaturę. A i tak nie chce mi się nawet przeczytać tego co napisałem. Stąd tyle błędów i powtórzeń. (Całe szczęście, że jest Mufti, który pocztą wewnętrzną każe mi coś poprawić :) Trzeba zachęcać do pisania, do dzielenia się swoimi przeżyciami. Nawet jeśli to nigdy nie ukaże się drukiem to i tak w górę serca! Piszemy głównie z potrzeby własnej ale czytają nas inni. Dla mnie Fenomenem jest Zenek. Kto Go zna i czyta to wie o czym mówię. Tak na koniec. Żaden portal w polskim necie nie ma tylu dobrych i wartościowych tekstów jak my. O poziomie literackim już nie wspomnę. Pewnie, jest jeszcze trochę do zrobienia, ale to na potem. PS. Niestety, w mojej ocenie najbardziej zagmatwanym twórcą jest nasz Imperator (niech się na mnie nie obrazi...) | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Mistrz pióra | |||
Piotr Świtecki, 2011.04.13 o 22:17 | |||
moje notki piszę najpierw w głowie, potem tam leżą i trzeba jakiegoś impulsu żebym postukał w klawiaturę Gdzieś kiedyś przeczytałem, że Bacha szlag trafiał, jeśli jego uczniowie zaczynali pisać nuty zanim skomponowali całość :) Tak że to najlepsza szkoła, gratuluję. A co do Turbaniarza, nic nie deprymuje mnie bardziej niż wyrazy uznania. Dziękuję oczywiście, ale jak tu potem (będąc w istocie ślepą kurą i grafomanem-amatorem) sprostać pierwszemu wrażeniu? Chyba tylko milknąc, by nie wyprowadzić pochlebcy z błędu ;-) Pozdrawiam. Aha, a Pan Marek - no, co czytam, to zbieram szczękę z podłogi. W końcu nie nie dość, że utalentowany, to jeszcze zawodowiec! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Mistrz pióra | |||
Były bloger, 2011.04.13 o 22:44 | |||
Były zawodowiec, Panie Mufti, zdecydowanie były. Dzisiaj zajmowałem się naprawą kilku opon. Jutro nie wiem co będzie, pewnie nic. Rozsyłam wszędzie propozycje: wasza branża taka ważna, a nie macie gazety! Napiszcie do mnie, ja wam taką majstruję raz-dwa. A oni na to: to proszę przysłać CV. Posyłam. Po dwóch tygodniach na wyraźnie nagabywanie przychodzi telefoniczna odpowiedź: wicie-rozumicie, wasz pesel nam się nie podoba, trochę przystary, co? No fakt, jak już opowiadałem pamiętam faraonów, ja zza mgły Gomułkę, Gierka i paru innych "orłów". A klient dodaje złośliwie: bo wiem pan, my mamy taki zgrany, młody zespół... Ja: ależ proszę się nie obawiać, ja nie mam żadnej zakaźnej choroby i chętnie w tym zespole zostanę szeregowcem. A on znów "No nie wie, nie wiem, może kiedyś..." I tak to leci, Panie Mufti. Znajomy mówi, ze rozejrzy się w Holandii za jakimś staruszkiem do opiekowania się nim, ma już takiego na oku, na razie obiekt kica żwawo, ale rokowania ma nienajlepsze. Więc może i dla mnie jest nadzieja? ("Piękni" brzmi, prawda?) Pozdrawiam. Z zastrzeżeniem, iż w sumie jestem pogodnym człekiem. M.Z. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Mistrz pióra | |||
J.Ruszkiewicz - SpiritoLibero, 2011.04.14 o 12:07 | |||
Trudno... Podniosłem Ci niechcący poprzeczkę :D) Ale dasz radę, o to jestem spokojny. To co masz Ty to się ma albo nie ma. Nauczyć się nie da. Turbaniarzu... | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Mistrz pióra | |||
Piotr Świtecki, 2011.04.13 o 23:32 | |||
Niestety, w mojej ocenie najbardziej zagmatwanym twórcą jest nasz Imperator Z Waszmością po prostu nie sposób się nie zgodzić ;-) Tyle, że trzeba podkreślić, że "na żywo" nasz Imperator rekompensuje z nawiązką trudności czytania. Kto widział, był np. na poprzednim OB-CIAHu, ten wie. Inna sprawa, czy w ogóle da się prościej, jaśniej i równie zwięźle napisać to, co pisze o CP? Coś mi się zdaje, że to nie tak prosto... Ja bym tu widział pole do naszej aktywności. Na przykład to i owo można z tekstu wziąć, przepracować i skrobnąć "własnymi słowami". Ważna też jest dyskusja. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Mistrz pióra | |||
Centuria, 2011.04.14 o 00:29 | |||
Każdy pisze, jak potrafi...Ja kiedyś miałam styl kwiecisty, pióro bardziej wyrobione, ale z czasem, chyba żyje szybciej, więc zdania mi sie krótsze porobiły, przymiotniki prawie wygineły i, w ogóle, najchętniej pisałabym w punktach, jak jakiś plan wypracowania. Pozdrawiam. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
:-)) | |||
Piotr Świtecki, 2011.04.14 o 00:35 | |||
Zwykły śmiertelnik ileż się musi napracować, by taką zwięzłość sobie wyrobić... A tu proszę, ulubieńcy bogów! :-) (widzę, że z tego parcia do zwięzłości "C" mi zeżarło w "OB-CIACHu" w komentarzu powyżej) | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: :-)) | |||
Centuria, 2011.04.14 o 14:55 | |||
Ja sie nieco nauczyłam od angielsko języcznych. Bo widzisz, język angielski mógłby być idealnym językiem. Książka wydana po angielsku, gdy ma 300 stron, to jej francuskie czy polskie tłumaczenie miałoby ich 500. W oryginalnych dziełach anglo-saskich prawie nie ma opisów i trudno w nich znależć "okrywające się kwiatami przyrodzenie" czy "pagórki krągłe jak niewieście łono". Poza tym angielski ma bardzo krótkie słowa, więcej można wyrazić myśli na minutę. Wadą jest natomiast to, że te słowa brzmia tak podobnie, ze konieczne jest kilkukrotne powtarzanie. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: :-)) | |||
Były bloger, 2011.04.14 o 19:09 | |||
Centurio, Centurio... A potem zjeżdżał do tego spokojnego Albionu jaki żabojad i opisywał wrażenia rasowego podróżnika: zsunąwszy się z dwóch bliźniaczych pagórków jednako zakończonych jechał ku lesistej krainie szczęścia poniżej z dziwacznym przekonaniem, iże przez tubylców będzie ugoszczony... To znaczy chciałem powiedzieć, że gdybym załatwiał interes bankowy to angielski jest wystarczająco precyzyjny... Ale gdybym chciał uwieść niewiastę to wolę języki opisowe. Oczywiście to wszystko teoria i podaję ją za wprawniejszymi. Pozdrawiam! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Imperator | |||
J.Ruszkiewicz - SpiritoLibero, 2011.04.14 o 12:17 | |||
No... Tu Ci muszę przyznać całkowitą rację. Jestem akurat po nocnej sesji z I. i muszę stwierdzić, że jego siła przekazu nie tkwi w piórze a w przekazie werbalnym. Ja mam to szczęście, że od czasu do czasu udostępni mi kawałek swojej podłogi i poduszkę da i ciepłą kołderkę. Zdecydowanie, to jest mówca, nie pisarczyk. I umie słuchać. A to nie jest takie powszechne... | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
© Polacy.eu.org 2010-2024 | Subskrypcje: | Atom | RSS | ↑ do góry ↑ |