słowa kluczowe: Aborcyjny Dream Team, NOK, Teatr Powszechny, aborcja, aborcja farmakologiczna, ideologie, kobiety na falach, kobiety w matni, kobiety w sieci, przerywanie ciąży, wojna informacyjna.
Idee2018.12.16 15:05 2019.02.24 09:39

Super, zrobimy aborcję!

 
 
Narodowej Organizacji Kobiet się nie odmawia.

Nie żeby zaraz bagażnik i okłady z bejsbola, albo zwiedzanie dna Hańczy w betonowych butkach, nie! Po prostu trudno się oprzeć aksamitnym umiejętnościom społecznym, wspieranym przez organizacyjne emploi.
 
W każdym razie ja się oprzeć nie potrafię. Jak idzie innym – nie wiem. Nie słyszałem jeszcze takiej opowieści. Hmm… To może jednak coś na rzeczy jest, z tą Hańczą?
Ale popadam tu w dygresje, tymczasem sprawa była prosta: koleżanka E. z Narodowej Organizacji Kobiet spytała, czy nazajutrz mam wolne popołudnie. Co mogłem odpowiedzieć? Oczywiście prawdę. Że i owszem, czemu nie.
Wtedy okazało się, że następnego dnia będzie wydarzenie, na które należałoby się wybrać.

I tak we wtorek, wczesnym wieczorem, wypadłem z blasków metra w wilgotne mroki prawobrzeżnej Warszawy. Telefon w wewnętrznej kieszeni kurtki obijał mi żebra, bo poganiany obawą spóźnienia kłusowałem nader żwawo. Na telefonie jeszcze ciepły SMS od E., w którym informowała, że wprawdzie sama się nie stawi, ale życzy, bym z wyprawy wrócił w jednym kawałku.
Cóż… Dobre i to.
Nie znam Pragi, planu nie zdążyłem zgapić, więc przemieszczam się metodą „na azymut”, mniej-więcej w stronę Teatru Powszechnego. Właśnie Teatr udzielił swych gościnnych*) przestrzeni warsztatowi „Aborcja, pop kultura i happy end”, zorganizowanemu przez Aborcyjny Dream Team. Tak, ten Dream Team od hasła „Aborcja jest OK”, które pół roku temu wywołało niezłą burzę.
Mijam kolejowy wiadukt. W oczy kłuje widoczny z daleka napis „Feminizm, nie faszyzm!”, wiszący na fasadzie okazałego budynku. To musi być tam! Uff… Można stępem, zdążę.

W foyer jest już parę czekających osób, w tym kamerzysta i dziennikarka z mikrofonem TVP1. Przez szklane drzwi organizatorki wpuszczają pojedynczo, po sprawdzeniu nazwiska na liście (obowiązywały wcześniejsze zgłoszenia). Potem schodami w prawo i… z zaskoczeniem odnajduję się na niedużej scenie, z amfiteatralnie ustawionymi, przypominającymi Koloseum dekoracjami.

Jest nas w sumie kilkanaścioro (dwóch, sądząc po żęderze, facetów). Średnia wieku lekko po trzydziestce. Mościmy się na pierwszym stopniu socrealistycznych w swej gigantomanii trybun. Nie są zbyt wygodne. Ani na nich porządnie, mając oparcie dla pleców i stóp usiąść, ani w swobodniejszej pozycji wsunąć się głębiej – bo choć można się wtedy plecami o następny stopień oprzeć, to stopy wiszą w powietrzu, a krawędź dolnego uwiera w łydki.
Ale to nic. Uwaga będzie zajęta czym innym.

Ekipa telewizyjna nie została wpuszczona. Pani z Teatru zakazuje nagrywania i robienia zdjęć. O to samo (w imieniu pragnących zachować anonimowość uczestników) proszą organizatorki.

Prolog

Przyklejamy sobie karteczki, na których flamastrami wypisaliśmy imiona. Kolejno w paru słowach się przedstawiamy. Współuczestniczki, sprawiające dotąd wrażenie warstwy inteligencko-średniej, teraz dodatkowo okazują się być w większości aktywistkami pro-choice. Ja w tym towarzystwie jestem niezłym dysonansem. Gdy przychodzi moja kolej, lojalnie choć delikatnie o tym wspominam. Niestety, nie staję się przez to bohaterem wieczoru – sprawy toczą się przewidzianym trybem, zamiast linczu zaczyna się warsztat. Najpierw część teoretyczna (prezentacje i miniwykład), potem praktyczna.

Akt I

Pierwsza prezentacja, oparta o szesnastoletnie badania prof. Beaty Łaciak, dotyczy sposobów przedstawiania aborcji w polskich serialach.**) Aborcja obarczona jest w nich wręcz metafizyczną sankcją: kobiety nie tylko dotyka przewlekła psychologiczna trauma, ale i  spotykają życiowe nieszczęścia – choroby, wypadki; mają też trudności z zajściem w ciążę i urodzeniem już chcianego dziecka (gdy tymczasem „według żadnych badań aborcja nie wpływa na płodność”***)). Nawet samo branie pod uwagę możliwości aborcji może mieć opłakane skutki. Postaci, które decydują się na (lub rozważają) aborcję, mają zwykle negatywne cechy. Sam zabieg przedstawiany jest w sposób przejaskrawiony i drastyczny, a nie faktyczny. Za to związane z nim szczegóły (np. stosowana frazeologia – „mam problem” zamiast „jestem w niechcianej ciąży”) są odwzorowywane realistycznie. Reakcje otoczenia przedstawiane są wg podobnego wzorca i nawet w „Klerze” Smarzowski nie ma odwagi wyjść poza konwencję (ksiądz, który najpierw ufundował zabieg, ostatecznie do niego nie dopuszcza i zrzuca sutannę, by założyć szczęśliwą rodzinę).

Prezentacja prowadzona jest wartko, ale wyłapuję przejęzyczenie: zamiast „usunąć ciążę” prelegentce wymyka się „życie”. Ale to tylko, natychmiast skorygowane, potknięcie.
Inny lapsus („habit” zamiast „sutanna”) to, jak złośliwie podejrzewam, raczej kwestia ignorancji, niż przejęzyczenie.

Druga prezentacja dotyczy seriali amerykańskich. Aborcja pojawiła się w nich na przełomie lat '60 i '70, a więc w okresie, kiedy kolejne stany liberalizowały prawo aborcyjne. „Mało kto zrobił tyle dla aborcji, co scenarzysta i producent »Maud«”. Nielegalna aborcja przedstawiana była jako niebezpieczna i zagrażająca życiu (życiu matki – dopisek mój).
Obecnie w serialach produkowanych za oceanem aborcja pokazywana jest „pod swoją nazwą" i w sposób bliski rzeczywistości. Dotyczy to zarówno samego zabiegu, jak i braku związanej z nim traumy lub kary, a także na ogół poprawnych reakcji otoczenia. Ale zdarzają się schematy znane z polskich seriali (przykład z „Seksu w wielkim mieście” to klasyczne zestawienie kobiety, która nie może mieć dzieci z taką, która rozważa przerwanie ciąży; w końcu obie mają dzieci). W amerykańskich produkcjach podkreślany jest walor wyboru jako wyboru, a nie wyboru aborcji. Przykładem bezstronności jest zestawienie w serialu „Shameless” dwóch ciężarnych sióstr, z których tylko jedna chce mieć dziecko, na dodatek przykładem nie unikającym w warstwie dialogowej politycznie niepoprawnego sformułowania („Kiedy chcesz zabić mojego bratanka?” – pyta jedna z nich).
Prelegentka podkreśla, że również Aborcyjny Dream Team jest za wyborem, i szacunkiem dla wyboru – jaki by ten wybór nie był.

Ale – znowu pozwolę sobie na osobisty wtręt – z tą bezstronnością jest gorzej, gdy na ekranie pojawia się mężczyzna. Empatia prowadzących i uczestniczek warsztatów kończy się jak ucięta nożem, a reakcje ojca dziecka, gdy dowiaduje się o ciąży swojej partnerki (odruch dotknięcia jej brzucha, afirmacja ciąży, uznawanie że to „dziecko”, a nie „płód”) zostają zgodnie okrzyknięte manipulacją i „stygmatyzacją” (matka dziecka skłania się ku usunięciu ciąży). Podniesiony zostaje też zarzut, że mężczyzna nie spytał przede wszystkim, jak jego partnerka się czuje.
W reakcji sali wyczuwam charakterystyczne, feministyczno-histeryczne nutki. Scena jest odebrana jako „próbujesz mnie zranić, mówiąc że moja decyzja jest nie ok”, gdy tymczasem w pokazanej chwilę wcześniej scenie z „Shameless” znacznie dosadniejsza wypowiedź – ale padająca z kobiecych ust – takiej reakcji nie wywołała.

Charakterystyczne sceny z kolejnych dwu filmów to emocjonalna, proaborcyjna szarża bohaterki nastawionej dotąd zdecydowanie pro-life, gdy dowiedziała się, że w ciążę zaszła jej córka (lekarze muszą ją przekonywać, że to ani jej, ani łatwa decyzja), oraz słynna scena z serialu „Scandal” – scena aborcji, której towarzyszy kolęda.
Tu niestety znowu mam wrażenie niejakiego odklejenia od rzeczywistości. Wprawdzie prelegentka podkreśla, że scena była kontrowersyjna i niewiele brakowało, by nie została wyemitowana, ale cała ordynarna przewrotność zestawienia aborcji z Bożym Narodzeniem nie zostaje nijak wyakcentowana. No, niby to „oczywista oczywistość” – ale w czasach galopującego postępu i ziejącej tolerancji, w światłym towarzystwie aborcyjnych aktywistek zaczynam w tę oczywistość wątpić…

Stygmatyzacja. Tej kwestii poświęcony jest krótki wykład, który następuje po drugiej prezentacji. A ja niestety nadal nie wiem, dlaczego używa się takiego, kojarzącego się raczej ze stygmatami słowa, zamiast mówić o na przykład „napiętnowaniu”?

Osoba z doświadczeniem aborcji jest w swoim środowisku inaczej traktowana, a także może sama siebie zacząć traktować inaczej (gorzej). Przekonanie, że „aborcja jest zła” i dalej, że „ja jestem zła” jest czymś, czemu właśnie Aborcyjny Dream Team próbuje zaradzić. Podobnie jak pokutującemu powszechnie wyobrażeniu aborcji nielegalnej i niebezpiecznej.

Oprócz poziomu społecznego, stygmatyzacja zachodzi także na poziomie instytucjonalnym. Wiąże się np. z utrudnianiem dostępu do zabiegu albo wyzyskiwaniem finansowym kobiety.
Nawet prawo, choć nie tak bezpośrednio, ma podobny, negatywny wpływ.

Media i pop-kultura rozpowszechniają mity i błędne informacje, wpływają na wyobrażeniowy obraz i na stosunek do zabiegu. Im lepiej, bliżej faktów będzie przedstawiana aborcja, tym łatwiej będzie do tego – powszechnego przecież – zjawiska mieć właściwy stosunek. Ale rozbrajanie „pokutujących z tyłu głowy” mitów nie jest proste. Często „dopiero przeżycie szczęśliwej aborcji” prowadzi do zmiany percepcji.

Akt II – ćwiczenia

Po prezentacjach i mini-wykładzie czas na część stricte warsztatową, polegającą na ułożeniu scenariusza.

Prowadzące pokrótce omawiają ramową fabułę. Bohaterzy to para studiująca i mieszkająca razem w wielkim mieście. W weekendy pracują. Ich rodzice mieszkają w małej miejscowości. Dziewczyna zachodzi w ciążę. Istotą przekazu ma być „zdemitologizowanie” aborcji.

Uczestniczący zostają podzieleni na trzy grupy. Każda będzie układać własny scenariusz pod roboczym tytułem „Super, zrobimy aborcję!”.
Dla mnie to kolejny szok, a po otrząśnięciu się z niego – narzucające się skojarzenie z dowcipem „Kto jest największym człowiekiem, i dlaczego Lenin?” Chwilę trwa, zanim się przywołam do rzeczywistości. Przecież na takich warsztatach właśnie jestem…

Praca nad scenariuszem oznacza interakcję. Dotąd wypowiedziałem tylko jedno zdanie, podczas przedstawiania się, poza tym rączki w małdrzyk, buzia w ciup i co najwyżej robienie notatek.
Teraz już tak się nie da.

Mimowolnie rzucam ironiczną uwagę dotyczącą tego, że rodzice młodych mieszkają w małej miejscowości. Stereotyp: ciemnota, filisterstwo… Ale w porządku, show business ma swoje prawa.

Gorzej jest, gdy ruszamy ze sceną dialogu, w którym chłopak dowiaduje się o ciąży. Mnie, zapiekłemu romantykowi marzy się, by dziewczyna powiedziała „jesteśmy w ciąży”. Koleżanka z grupy ripostuje, że jedynie kobieta jest w ciąży. Ja na to, że „rodzicielstwo to nie tylko biologia”. Poziom adrenaliny rośnie, ale zarazem pną się w górę głuche ściany uprzejmości. Wycofuję się, pozostawiam dialog do ułożenia koleżankom.

Kolejnym punktem konspektu jest to, kogo młodzi o sytuacji informują, gdzie sami szukają informacji, kto ich wspiera? Mnie się by w takiej sytuacji widział kontakt przede wszystkim z rodzicami – ale to też zostaje przez moje współscenarzystki utrącone. Bohaterowie informacji szukają w internecie, a o ciąży powiadamiają swoich znajomych. Przy okazji okazuje się, że jedna z ich koleżanek akurat ma, i będzie skłonna pożyczyć, zestaw do aborcji farmakologicznej.

Ja również szybko zerkam do internetu przez telefon. Ósmy tydzień: dwa centymetry, wykształcona głowa.

Pieniądze nie są problemem (wygrana na loterii alias „zdrapka aborcyjna”; w końcu bawimy się w Hollywood). Zresztą koszt zestawu to kilkaset złotych, jeszcze wystarczy na weekendowy wypad last minute na tropikalną wyspę!

Sam zabieg to znacznie więcej, niż wyczyszczenie nosa. To okazja do celebrowania i kieliszka wina.

Nie byłbym sobą, gdybym jednak czegoś nie przeforsował… Relacje rodzinne zostają koniec końców udrożnione. Otóż młodzi w ekstazie świętowania jakże szczęśliwej aborcji chcą swą radością podzielić się z całym światem i nieopatrznie wysyłają z tropikalnej wyspy kartkę pocztową z nadrukiem „I had an abortion” (najwyraźniej na tropikalnej wyspie również działa prężny, pro-choice'owy aktyw) do mamy dziewczyny.
Wtedy okazuje się, że mama dziewczyny też kiedyś miała aborcję. Teraz podziela radość córki z łatwego, bezproblemowego zabiegu.

Scenariusze grupy czytają kolejno, etapami rozwoju akcji. Żartujemy, że szkoda, że jednak nie ma z nami tej ekipy telewizyjnej. Scenariusz mojego zespołu jest najbardziej pozytywny – tak pozytywny, że chyba nawet przekracza oczekiwania prowadzących. Zresztą, ich zdaniem zostałby zdjęty z anteny już przy scenie rozmowy młodych, w której oni z entuzjazmem wykrzykują tytułową kwestię.

Coda

Na zakończenie organizatorki fundują uczestnikom niespodziankę: każdy dostaje numerek i odbywa się losowanie trzech koszulek z aborcyjnymi hasłami. Pozostali jako nagrody pocieszenia mogą wziąć coś z pomniejszej proaborcyjnej galanterii. Ja wybieram atrapę zestawu do aborcji farmakologicznej (cukierki zamiast pigułek) i nalepkę (na zdjęciu).

Nim się rozejdziemy, jest chwila na nieformalne rozmowy. Zagaduję jedną z organizatorek, by upewnić się, jak traktują analizowane seriale: czy jako obraz zbiorowej (pod)świadomości, czy jako narzędzie wpływu? Raczej – za prof. Łaciak, zajmującą się socjologią stosowaną – jako celowe narzędzie. „Polskie seriale przygotowują grunt pod totalny zakaz aborcji”.

Z Teatru wychodzę bez katharsis. Wynoszę w chłodną wilgoć Pragi szare, smutne pomieszanie. Przeciwieństwo energii organizatorek, przeciwieństwo radosnego blichtru t-shirtów, nalepek i wpinek. Nawet kiedy wchodzę w rozświetlone pasaże metra, dominantą wydaje mi się hulający po nich, zimny wiatr.

Dzień po

Próbuję, bez powodzenia, zrozumieć. Poskładać oderwane elementy. W jakąś. Jednak. Całość.

 
 

*) Dwa miesiące wcześniej pytałem Teatr Powszechny o możliwość przeprowadzenia debaty między Natalią Gebert i Krzysztofem Bosakiem. Odpowiedź była odmowna; gościnność Teatru bywa wybiórcza.

**) Trzeba tu na marginesie odnotować, że socjologiczną siłę rażenia popularnych seriali zauważa i docenia także poseł Winnicki z Ruchu Narodowego – wspominał o tym wielokrotnie. Wspólne dla obu stron jest także niezadowolenie z prezentowanych w serialach postaw obyczajowych, choć oczywiście podjęte z różnych stanowisk światopoglądowych.

***) Badania naukowe nie potwierdzają trudności z zajściem w ciążę w przypadku nowoczesnej aborcji farmakologicznej. Inaczej ma się rzecz dla aborcji mechanicznej (zob. www.racjonalista.pl). 

3180 odsłon średnio 5 (2 głosy)
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować    blog autora
Re: Super, zrobimy aborcję! 
Marek Stefan Szmidt, 2018.12.17 o 10:54
Świetna relacja, 5 pkt
Co do oceny moralnej prezentowanych postaw: wżdy durak po swojemu s uma schodit...
zjawisko aborcji istnieje i istnieć będzie, jako statystyczny odsetek, podobnie do liczbyzłodziei, pijaków i zboczeńców w każdym społeczeństwie.
Jedno z czym się zgadzam, to stwierdzenie, że chodziło o Życie, a także, że aborcja w warunkach "domowych", to zbrodnia.
Pozdrawiam serdecznie
MStS
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
linki, cytaty, nowiny
najwyżej  oceniane
zeszyty tematyczne
najbardziej kontrowersyjne artykuły
najnowsze komentarze

© Polacy.eu.org 2010-2024   Subskrypcje:    Atom   RSS  ↑ do góry ↑