W tym roku okoliczności ułożyły się tak, że grono Polaków(.eu.org) świętowało w kilku oddzielnych gronkach. Towarzysko chciałoby się więcej, ale sam Marsz ze względu na swoją skalę i sposób przebiegu dostarczył mi ogromnej satysfakcji. Nie było burd, było święto!
Tuż przed czternastą przeszedłem wzdłuż trasy na początek kolumny i zatrzymałem się w newralgicznym punkcie. Przy Rondzie de Gaullea, na niewielkiej drewnianej trybunie, odgrodzonej od ulicy metalowymi barierkami i ścianą czarnych transparentów, pokrzykiwało może z dwudziestu zmokniętych "antyfaszystów". Policji, poza stojącymi w głębi kilkoma "niebieskimi kamizelkami" z Zespołu Antykonfliktowego, nie było widać. Za to wzdłuż barierek stał wianuszek Straży Marszu Niepodległości. Kolejny ogromny plus w porównaniu do obserwacji sprzed dwóch lat: tym razem Straż Marszu swoje zadania wykonywała bez zarzutu, kompetentnie i na serio.
Sporadycznie w kierunku nielicznych, ale za to wyposażonych w mocne nagłośnienie i bęben "antyfaszystów", ponad barierkami i transparentami leciała raca lub petarda, odrywały się też od czasu do czasu od kolumny Marszu grupki co bardziej krewkich młodych ludzi, przyciągane jak przez magnes przez metalowe ogrodzenie. Jednak rozwój potencjalnie niebezpiecznej sytuacji zatrzymywał się na etapie gromkiego skandowania haseł. Racami, jeśli rzucane były dość mocno, by dolecieć w pobliże trybuny, zajmowali się strażacy - co do całej sytuacji wprowadzało element slapstickowego humoru (wtykanie płonących rac w trawnik, używanie gaśnicy lub pudełka z piaskiem w celu zgaszenia - rac, które mają działać nie tylko w najgorszych warunkach atmosferycznych, ale nawet pod wodą…)
Skupienie na tej, mimo wszystko niepewnej, sytuacji nie pozwoliło mi wypatrzeć w kolumnie zaprzyjaźnionej ekipy z Wrocławia (pozdrawiam!) A że przez stanie w miejscu porządnie wymarzłem, zamiast powlec się za ogonem Marszu na błonia Stadionu dołączyłem do znajdującego się nieopodal p. Marka (na zdjęciu po prawej - ukłony!) i zasiedliśmy w pobliskim ciepłym lokalu nad filiżankami z kawą. No, tu się zaczęło! Wartki strumień myśli, wymiana obserwacji, analizy, wnioski, plany… To by był materiał na osobny wpis, albo i trzy!
Wczorajsze święto sprawiło mi ogromną radość. Przypomniał się siłą rzeczy tekst piosenki Tiltu: Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. Będzie? Owszem. Jest. |