Jej precedensowość polegała na tym, że trzeba było jakoś bronić autorytetu urzędu Prezydenta RP, który to w kampanii wyborczej każdemu obiecywał po 100 mln zł. Litościwy sąd widząc w jakie tarapaty wplątał się ten żydowski analfabeta Lejba Kohne (sądzę, że polskie nazwisko tego osobnika jest każdemu znane, więc nie będę robił mu reklamy) musiał coś wymyślić. Z punktu widzenia kodeksu cywilnego miało to wszelkie znamiona przyrzeczenia publicznego wraz ze wszystkimi konsekwencjami, więc ratunkiem była jedynie „zmiana normy wyższej”. Eufemicznie nazwano to falandyzacją prawa (od polskiego nazwiska Aarona Fleischmana vel Lecha Falandysza) specjalisty od zażydzania prawa.
Całość: nikander.neon24.pl |