słowa kluczowe: Piastowie, nasze historyczne uwieracze, skansen. | |||
Blog | 2013.12.27 22:31 2014.01.07 17:53 |
Polska wieś | Malawanda | ||
Endorfiny w akcji | |||
Powieść gimnastyczna -preludium, hi, hi | |||
Powieść gimnastyczna
Społeczność małej wioski usytuowanej w najstarszych górach Europy nie miała dotychczas żadnych ważkich problemów, skoro spór o najcudniejszy miesiąc roku zaważył na pokoju i zgodzie jej mieszkańców. Według rodziny Zagórskich najlepszy był sierpień, przynosząc wszelkie owoce lata i zapowiedź pełnych spiżarni na zimę. Ostrowscy upierali się przy lipcu jako odnowicielu całorocznych marzeń o cieple i dostatku. Główczykowie cenili koniec czerwca, bo wtedy ich wysoko wykształcony syn przyjeżdżał do rodziców. Strzelczykowie czekając na córki i synów od końca maja już maj mieli za najpiękniejszy miesiąc roku. Leśniewscy upierali się przy wrześniu, zaś Piaseccy uwielbiali listopad (? pytajnik – dlaczego:)). W sumie każdy mieszkaniec wioski miał swoją ulubioną porę roku, czy wręcz miesiąc. Kwestia dominacji najlepszego miesiąca miała zostać rozstrzygnięta po majowym nabożeństwie w parafialnym kościele. Dlatego wszyscy dobrowolnie (tu mowa o deklaratywnych ateuszach) przybyli na mszę, choćby nawet wcześniej mieli inne plany. Spór to akademicki, nie wnoszący nowego do kultury starej wioski. Niemniej jednak uznano, że rozstrzygnięcie sporu załagodzi wszelkie konflikty, powstałe również z innych przyczyn. Była już prawie osiemnasta ( godzina 18). W kościele zgromadzili się wszyscy mieszkańcy wioski wraz z zaproszonymi gośćmi. I wszyscy byli cokolwiek zaniepokojeni, bez jasnej, wytłumaczalnej przyczyny. Wszyscy odczuwali niepokój, bo w powietrzu krążyła groza. Nawet wielebny Marian dziś był bardziej uroczysty, niedostępny i jakby zawoalowany. Cały ołtarz jawił się jak za mgłą, co onieśmieliło parafian, zwłaszcza tych bliżej ołtarza. Uroczyste majowe nabożeństwo zostało rozpoczęte. Kościół stanowił całkowitą enklawę i oddzielał wiernych od rzeczywistości. Tymczasem wieś całkowicie opustoszała. A dziwna to była wieś, bo nie trzymano w niej zwierząt chlewnych, krów, koni, no może kilka kur. Aż dziw, że tego dnia wszyscy przyszli do kościoła. Bo resztą, zawsze przychodzili, z tym, że dzisiaj również z gośćmi. Tymczasem: Trąba powietrzna krążyła nad uroczą, acz bardzo biedną wioseczką owego regionu. Wszyscy, ale to wszyscy właśnie byli na nabożeństwie w parafialnym ubogim, drewnianym kościółku, z przemądrzałym chudziutkim proboszczem, na lewo i prawo rzucającym klątwy, ostrzeżenia, groźby i kary dosłownie za wszystko. Na dworze ( krakusie ! czytaj – na polu ) zrobiło się najpierw szaro, grafitowo, potem ciemno. Ołowiane chmury zawisły niziutko wsparte o kominy skromnych, zaniedbanych chatynek. Już te chmury zwiastowały koszmarny kataklizm. Przeraźliwy szum wichru narastał aż tak, że został dosłyszany wewnątrz kościoła, ale wierni parafianie obawiali się przerwać kazanie proboszczowi, który nigdy nie chciał dopuścić do głosu nikogo, w tym również pryszczatego wikarego o urodzie słodkiej świnki. W tym czasie trąba robiła swoje, zabierając do przepastnego wnętrza po prostu wszystko, więc również po kolei chatynki, ich zagrody, komórki, stodoły, stajenki i drzewa z korzeniami. W ten sposób trąba wciągnęła całą wioskę, zaś w niewytłumaczalny sposób ominęła kościół, usytuowany na jej( trąby) uboczu. Niszczycielski łoskot wreszcie dotarł do proboszcza i ten polecił wójtowi Jeremiaszowi – Jeremiaszu zerknijcie na zeń, cóż tak szumi niemiłosiernie. Jeremiasz posłusznie otworzył małe drzwiczki w odrzwiach kościoła i zaniemówił ze zdumienia – wioski, ich wioski nie było, jakby znaleźli się w innym świecie. Niebo przetarte, już widać sierp księżyca, trąby zaś nie, bo swoim zbójeckim prawem powędrowała za góry. Ludzie wychynęli na zewnątrz, podnosząc ogromny lament. Zabrano im wszystko w jednej chwili, po wiosce pozostała łysina, bez chat, zagród i drzew. Co teraz począć, najmądrzejszy proboszczu. Do rana prawie wszyscy pozostali w kościele. Jedynie najwierniejsi parafianie, ci w zasadzie bez grzechu uzyskali nocleg na plebanii. Ogrom kataklizmu przytłoczył najmądrzejszych, których niebawem poznacie. Nowy piękny dzień nie przyniósł żadnego rozwiązania, Któż więc nami się teraz zajmie? No chyba wójt Jeremiasz, wąsaty spryciarz bez matury. I tu parafianie nie zawiedli się. Wybór Jeremiasza na wójta był znakomity, bo ten, jak zwykle zadziałał z kopyta. Pieszo do gminy, stamtąd do starostwa. Komisje badawcze w trzy godziny ustaliły przyczynę i skutki dramatu. Trąba wyrządziła szkody w trzech powiatach, ale nigdzie tak okrutne. Po kolejnej dobie w kościele parafianie mieli już dość wszystkiego, nawet życia. Gdyby nie obawa przed kara bożą, na pęczki można by zliczyć tych, co chcieli się zabić, zwłaszcza co nie mieli rodziny w Stanach albo dzieci na zmywaku w Londynie. Na szczęście najmądrzejszy na świecie wójt miał pomysł, taki plan awaryjny. Otóż natychmiast swoimi ścieżkami uzyskał ogromną dotację z Unii na odbudowę wioski. Tymczasem zaczęły się schody, bo każdy potrzebował bardzo wiele. Jak się okazało, mieszkańcy wioski mieli ubezpieczenie tylko od pożaru i żadnych innych gwarancji odszkodowań. Dzielny wójt Jeremiasz zebrał wszystkich, jak łatwo się domyślić – w Kościele i przedstawił projekt dla całej wioski. A projekt był taki: budujemy nową wieś, bo mam fundusze unijne, ale inną niż dotychczas, pobudujemy się w konwencji historycznej po prostu. Zbudujemy wioskę jak za króla Popiela, albo lepiej – za Piastów. Takie kurne chaty, wszyscy w łapciach i sukmanach, sami pieczemy chleb ze swego zboża, gotujemy kaszę i trochę polujemy. Debata trwała kolejną dobę. Na szczęście była wiosna i ciepło. 68 dorosłych mieszkańców zniszczonej żywiołem wioski zawarło pisemną umowę o jej odnowie. Wójt miał dar przekonywania, więc odniósł sukces. Wszyscy pogodzeni perspektywą lukratywnych skutków funkcjonowania skansenu zadeklarowali swoje w nim funkcje: kowal, szewc, młynarz, znachorka ( dotychczas pani doktor z gminnego ośrodka zdrowia) i co jeszcze tam chcecie, no, byli wszyscy w piastowskiej wiosce konieczni. Budowa wioski trwała najkrócej w świecie, bo jak jest idea, to wespół ja realizujemy, ciągniemy w jedną stronę. W dwa miesiące stanął pierwszorzędny skansen, jakiego nie powstydziliby się autorzy różnych tam stanic kozackich, czy innych podgrodzi. Przyjechała wysoka komisja z daleka. Cóż, pytali cudzoziemcy z Unii, to wcześniej tak wyglądała wasza wioska. No właśnie tak, z tym, że dużo wcześniej, odpowiadał ten pyszałek wójt. Pieniądze nie poszły na darmo, kiwali głowami członkowie komisji, zresztą jak cofnąć dotację, skoro chaty pobudowane, może zresztą właśnie były takie? I, wyobraźcie sobie, kolejny sukces. Bo do wioski zaczęły lawinowo napływać grupy turystów. Wójt starał się utrzymywać zwiedzających w przekonaniu, że jego wioska to świat zaginiony, teraz właśnie tu, w najstarszych górach Europy cudem odkryty, zaś ludzie tu żyją od wieków tak samo, bez najmniejszego choćby liźnięcia cywilizacji. Te matoły z zagranicy uwierzyły bez zastrzeżeń, bo większego prymitywu nie widać nawet w Kazachstanie, ale wysoko wykształceni rodacy, na przykład z Poznania, wyrażali duże wątpliwości. Tym obiekt zwiedzania przedstawiono jako skansen. Chociaż jeden uczony skaleczył się, niezdara, sierpem, gdy próbował swoich możliwości w żęciu i został opatrzony przez uroczą znachorkę ( drzewiej dr Ewę) okładem chleba ugniecionego z pajęczyną z dyskretnym dodatkiem neomycyny, po czym rychle wyzdrowiał, nabrał wątpliwości, czy był w skansenie. Wioska owa, potem pisał w sprawozdaniu, to jak skamielina, jak archeologiczne odkrycie na miarę kosmosu. Żyją tam prości, szczęśliwi ludzie, nie mają żadnej wiedzy o współczesnym świecie, bez prądu, szkół, transportu. Ubrani w utkane przez siebie konopne szaty, w łapciach ze słomy, ale o wielkiej życiowej mądrości. Potrafią leczyć lepiej niż nasi medycy, czego doświadczyłem dosłownie na własnej skórze. Zazdroszczę im i chcę tam wrócić, bo nie ma lepszej rzeczywistości. Nabrał się chyba? Nie on jeden, ale o tym później w szczegółach. Tymczasem wójt zbierał kasę, sprawiedliwie podług zasług, zaangażowania i wysiłków producentów odległej historii, lokując ją na imiennych rachunkach w dużym banku stolicy regionu, gdzie ukradkiem po nocy przemykał się, najpierw konno do odległego 10 km miasteczka, potem, jak wszyscy, busikiem Muszkieter. Kasa była z biletów, bo wioskę ogrodzono wysoką palisadą i obcy bez biletu nie przemknął by się. Jedyny poważny problem stwarzał proboszcz. Po kataklizmie wyjedzono mu wszystkie zapasy ze spiżarni, wszystkim, co mógł, ratował parafian, a oni teraz zaprzestali uczęszczać do kościoła. Dlaczego, nieborak pytał zdesperowany. No... dlatego, odpowiada wójt, że my jeszcze są poganie, przed chrztem chrześcijańskim, nie wiemy, co to kościół, widzi wasza wielebność, że pośrodku wioski Światowid stoi. Proboszcz ze zgryzoty schudł jeszcze bardziej, plebania zarosła chwastami, bo co tu ukrywać, ani on ani wikary nie imali się prostych robót w obejściu. Gospodyni Partycja go zwyczajnie odeszła do młynarza we wiosce. A młynarz przed trąbą też był młynarzem, a właściwie pracownikiem młyna w Ostrowcu. z tym, że rozwiedziony. Była małżonka młynarza zostawiła go dla urzędnika skarbowego. Teraz nawet chciała wrócić, ale za późno, za późno, bo w prymitywnym, skansenowym młynie królowała już Partycja, dotychczasowa ofiara proboszcza, nigdy nie doceniona, nie pochwalona, odwrotnie, karcona za sentymenty, uwielbienie dla proboszcza i że flejtuchem była. We młynie umiała się odnaleźć i nikomu trochę brudku nie przeszkadzało. Wikary również okazał się niewierny. Namówiony przez wójta przywdział sukmanę, zapuścił włosy, co znakomicie pasowało do jego prosiaczkowej urody, ba, zniknęły pryszcze dzięki zdrowej diecie, zwłaszcza spożywaniu kiszonej kapusty w dużych ilościach. Trochę po niej pierdział, ale to nikomu ni przeszkadzało, przydając kolorytu w jego odbiorze przez turystów, którym etatowo już sprzedawał bilety, urzędując w maleńkiej komóreczce przy wejściowej bramie do wioski, otoczonej spójna palisadą ze stuletnich sosen wyciętych bez niczyjej zgody, na razie bezkarnie. Proboszcz chcący ugody z wójtem zaproponował, by mieszkańcy wioski przyjęli chrzest, skutkiem czego na nowo zaczęliby uczęszczać do kościoła. Wójt przechera odparł tedy, że chrzest przyjmą, owszem, ale od Czecha ( tak jak w historii znanej wójtowi było) . Załamany proboszcz powinien się udać na kurację dla poratowania zdrowia, ale wyszło zupełnie inaczej.
Agata sięgnęła po kolejnego papierosa. -Mamo, czemu tyle palisz, -zaniepokoiła się troskliwa, dorastająca, piękna córka – co tam piszesz, mogę zajrzeć?
|
2289 odsłon | średnio 5 (6 głosów) |
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować | blog autora |
Re: Polska wieś | |||
Malawanda, 2013.12.27 o 22:35 | |||
Zawsze męczyły mnie nowinki o rzeczach znanych już. Zatem zapraszam do lektury komentarza nowinek niecnych :-) | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Polska wieś | |||
Malawanda, 2013.12.27 o 22:37 | |||
Tekst jest cokolwiek obrazoburczy, ale śmieszny jednocześnie. nieprawdaż?? | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Polska wieś | |||
Malawanda, 2013.12.27 o 22:43 | |||
Wstydź się mała wandziu wstydź, cużeś tam do Polaków za gu[poty wysłała?? wstyd :-( | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Polska wieś | |||
Christophoros Scholastikos, 2013.12.27 o 23:15 | |||
Wesołe pióro! Uraczano opowiastką pozdrawiam serdeczniasto! Przyślij adres to wybiorę się na wycieczkę :). Zakładam, że strony internetowej nie prowadzą? | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Polska wieś | |||
Piotr Świtecki, 2013.12.27 o 23:25 | |||
:-D Poproszę ciąg dalszy! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Polska wieś | |||
Malawanda, 2014.01.06 o 20:37 | |||
Ciąg dalszy jest, bo to "powieść gimnastyczna" Zaś wyrzucam sobie odwagę publikacyj miernot skandalicznych. Cóż, tymczasem kobyłka u płota, hi,hi | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Polska wieś | |||
Malawanda, 2014.01.06 o 21:28 | |||
no chyba się zatrzećwięwię,bo co to jest, mmnm , i znaczy, że po polsku ów rozumie rzeczy.Póki co, mamy jeszcze polskie słów drukowane litery. Pani wolna od ciemięrzy polskich literackich druków zaprasza do współpracy ( fujka, ewentualnie można by się zastanowić, po weryfikacji owej PANI, noo, nie wiem,.. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Polska wieś | |||
Piotr Świtecki, 2014.01.06 o 23:05 | |||
Nic nie rozumiem, nic a nic! :) | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Polska wieś | |||
Christophoros Scholastikos, 2014.01.06 o 23:34 | |||
A tam! Po co rozumieć, gdy nie o słowa idzie i treść, a o radość spotkania! Radość przetrwania! Radość poznania :). | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
© Polacy.eu.org 2010-2024 | Subskrypcje: | Atom | RSS | ↑ do góry ↑ |