słowa kluczowe: NATO, Rosja, Smoleńsk, katastrofa smoleńska, loa, manipulacje, media, niepodległość, rząd, sojusznicy, suwerenność, tragedia smoleńska, zdrada. | |||
Polska | 2010.09.20 23:05 11.22 18:13 |
Co na to NATO? | Piotr Świtecki | ||
Mimo postępującego schamienia stosunków międzynarodowych to, co wyczynia Rosja z naszym-nie naszym zestrachanym Tusiem i finezyjnym jak dębowy kloc Komorowskim zaczyna budzić politowanie. | |||
Unikam wypowiadania się o bezpośrednich przyczynach smoleńskiej katastrofy. Unikam bynajmniej nie dlatego, że nie pozwala mi na to wrodzona i latami morderczych ćwiczeń rozdęta do monstrualnych rozmiarów skromność. Znaczy, ona również też, ale najważniejsze przyczyny tej powściągliwości są z gatunku tych, którym radę daje jedynie jasnowidzenie. Mianowicie: 1) źródła informacji są zbyt ubogie; 2) informacje są niepewne; 3) brak mi koniecznej do wyciągnięcia wniosków fachowej wiedzy. Tymczasem gros amatorskich, a nawet parę oficjalnych wypowiedzi z całą powagą i bez najmniejszego zażenowania opiera się – a nawet powołuje! – na autorytet dokumentalnego cyklu „Katastrofa w przestworzach”. Ot, eksperci medialnego chowu! Baczne spojrzenia baców Oczywiście chroniczna epidemia bredni ma się świetnie również w mediach reżimowych (choćby uporczywe podawanie wielkości opadów w „metrach na metr kwadratowy”). Tyle, że w tych reżimowych mediach wyraźniej dają się odczuć tonizujące, baczne spojrzenia baców z reżyserki. Wspomninany w poprzednich akapitach zalew idiotyzmów każe się zastanawiać nie tyle nad stanem autorów, co nad mechanizmami pracującymi na popularność ich tez. Z jednej strony informacyjny bazar dostarcza akurat tego, czym masy się będą ekscytować najchętniej. Z drugiej „globalna wiocha” ma to do siebie, że nawet najbardziej wyrafinowani outsiderzy mogą się odnaleźć i skrzyknąć, a potem utwierdzać nawzajem we własnej słuszności. A niech tam! I tak przetrwają najlepiej dostosowani. O ile zatem nie wypowiadam się na temat bezpośrednich przyczyn katastrofy, to obserwowanie w mediach reakcji na nią (w tym na pewnych polach reakcji zastanawiająco słabych) dostarcza pożywki dla kilku wyrwanych spod uważnego, nadredaktorskiego oka przemyśleń. Do rzeczy! Jesteśmy członkiem NATO. Nasi oficerowie są w strukturach dowodzenia Sojuszu, u nas też są różni oficerowie łącznikowi, szkoleniowcy, obserwatorzy, specjaliści. W Smoleńsku zginęło między innymi kilku najwyższych wojskowych, z których większość szkoliła się w USA i w akademiach NATO. Oprócz tego rządowy, wojskowy przecież samolot wyposażony był w środki łączności (sprzęt, oprogramowanie, szyfry itp.) Wspomnijmy choćby ten nieszczęsny telefon satelitarny, twardo obecny w oficjalnych doniesieniach. Raczej nie było to byle Iridium za tysiąc dolarów. No i raczej wyposażenie na cywilnych środkach komunikacji głosowej się nie kończyło, skoro na pokładzie leciał Prezydent i członkowie najwyższego dowództwa. Posiadanie przez pasażerów środków technicznych i informacji w nich przenoszonych istotnych dla bezpieczeństwa państwa zostało niemal natychmiast po katastrofie zdementowane… To działa na wyobraźnię. Takie ciasteczko wpadło w ręce Rosjan. Co na to NATO? Czy przedsięwzięło jakąś akcję? Choćby zabrało zdecydowanie głos? Upomniało się o szczątki lub wszczęło odpowiednie do rangi wydarzenia, alarmowe procedury? Choćby jakieś improwizowane, ad hoc rozmowy? Nie. Owszem, udostępniło samolot do przewiezienia ciał. Wysłało kondolencje. Odsłoniło tablicę. Jakoś tak zebrało się po paru miesiącach w sobie i półgębkiem wyraziło gotowość udzielenia bliżej nie określonej pomocy w śledztwie. Takie tam. Mydlane bańki. Możliwości rysują się dwie: Pierwsza możliwość taka, że NATO już od jakiegoś czasu ma doskonałe relacje z Rosją. Tak doskonałe, że nawet smoleńska katastrofa nie była wydarzeniem wymagającym wykraczających poza zakulisową rutynę działań. Druga możliwość jest jeszcze mniej zabawna, zreszą nie wyklucza pierwszej: te wszystkie środki techniczne i informacje to takie szklane paciorki dla tubylców i dlatego nikt nimi sobie nie zawracał głowy. Po prostu nie było warto. Bo w ogóle to całe nasze członkostwo w NATO to tylko taka uprzejmość (no, i kontyngenty). Historyczne analogie podnoszą łeb. Tyle, że nie musimy obawiać się akcji militarnej. Nie w XXI wieku. Takie sprawy załatwiają teraz „wojny informacyjne” – kompleksowe wpływy propagandowe, kulturowe i gospodarcze, przy których bomba neutronowa jest wyrafinowana niczym proca wobec karabinu snajperskiego. Profesjonalni gracze mają karty potasowane na parę lat naprzód… |
4250 odsłon | średnio 5 (2 głosy) |
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować | blog autora |
Co na to - uzupełnienie | |||
Piotr Świtecki, 2010.11.20 o 19:17 | |||
Jako uzupełnienie w dwa miesiące po opublikowaniu powyższego tekstu załączam pierwsze z brzegu linki do informacji o szczycie NATO w Lisbonie: "Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew powiedział w sobotę w Lizbonie na zakończenie posiedzenia Rady NATO-Rosja, że skończył się okres napięć między Sojuszem a Moskwą." www.wprost.pl - Skończył się okres napięć między NATO a Rosją - oświadczył prezydent Dmitrij Miedwiediew po spotkaniu z sekretarzem generalnym sojuszu Anders Fogh Rasmussenem na zakończenie szczytu NATO w Lizbonie. Szef Sojuszu podkreślił, że "szczyt jest świeżym startem w relacjach NATO-Rosja". www.tvn24.pl | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
© Polacy.eu.org 2010-2024 | Subskrypcje: | Atom | RSS | ↑ do góry ↑ |