W moim rodzinnym domu od zawsze panowała patriotyczna atmosfera, choć raczej mówiło się o sanacji i Piłsudskim niż o endecji. Jako nastolatek, jak to bywa w takim wieku, szukałem jakiegoś miejsca dla siebie. Nigdy nie pociągały mnie subkultury. Szukałem, ale w sensie instynktownym, a nie racjonalnym czegoś „wielkiego”, jakiejś „sprawy”, poprzez którą można nadać swojemu życiu jakiś cel. O istnieniu współczesnego ONR-u dowiedziałem się z … Gazety Wyborczej, która w ramach regularnych seansów nienawiści akurat opisywała kolejną „faszystowską” akcję ONR Brzeg. Sam artykuł mam gdzieś schowany. Jednak decyzja o zgłoszeniu się do Organizacji przyszła później. Tak się złożyło, że miałem wyjątkowo otwartego, na dyskusje, nauczyciela historii w liceum. To od niego dowiedziałem się, czym był historyczny ONR. Muszę przyznać, że do nastolatka bardzo przemawiał obraz absolutnego poświęcenia dla idei, niezachwianej wiary oraz emanującej siły przedwojennego ONR-u. Wzorem byli działacze tej organizacji- młodzi ludzie, którzy swoje życie poświęcili Polsce. Coś pięknego. To było niesamowite doświadczenie dla kogoś, kto wzrastał w szarej i pełnej smutno-śmiesznych kontrastów, codzienności III RP, która to nie oferowała i nie oferuje żadnych istotnych i porywających inspiracji dla młodych ludzi. Do Organizacji wstąpiłem po kilku miesiącach zastanawiania się, czy wybrać ONR czy MW. Cały czas pamiętam emocje, jakie towarzyszyły mi podczas pierwszego spotkania rekrutacyjnego. To było coś, czego zupełnie nie znałem z dotychczasowego życia, które skupiało się raczej wokół tematów typowych dla nastolatków. I tak jak przyszedłem na pierwsze spotkanie to pomimo wielu wątpliwości, zwrotów, ewolucji poglądów jestem w ONR i nie żałuję tego wyboru.
Całość: kierunki.info.pl |