Niezwykle skutecznym zabiegiem socjotechnicznym okazała „ekonomizacja ludzi”. Wmówiono społeczeństwu, że niektórzy ludzie przynoszą same straty, bez przerwy trzeba do nich dokładać, są niejako permanentnie na jego garnuszku. Nie dotyczyło to bynajmniej marginesu społecznego, owych obiboków, którzy chcą „godnie żyć” lecz nie zamierzają pracować. Zarówno w PRL jak i obecnie są oni pupilkami władzy. Według liberalnej czyli postkomunistycznej frazeologii tymi pasożytami okazali się robotnicy z wielkich zakładów przemysłowych. Od 30 lat słyszę bez przerwy, że kopalnie są nierentowne i trzeba je likwidować. Jakoś tak się dziwnie składa, że dla nabywców okazują się rentowne. Trudno zresztą żeby były rentowne w kryminogennej strukturze pośredniczej, w budowaniu której mocno zasłużyła się lewicowa męczennica, śląska Aleksis.
Obecnie równie skutecznie stosuje się strategię napuszczania obywateli na strajkujących górników. „Niech sobie kupią kopalnię i nią zarządzają” - twierdzą różne mędrki. O, sancta simplicitas - przecież przysłowiowy Kowalski nie ma i nigdy nie będzie miał środków żeby kupić kopalnię, nawet zbankrutowaną. Tam gdzie groziło niebezpieczeństwo, że zwykli ludzie kupią na przykład pegeerowską ziemię skutecznie temu przeciwdziałano. W imię mitycznej farmeryzaji rolnictwa czyli tworzenia gospodarstw wielohektarowych sprzedawano ziemię bardzo tanio „w pęczku”. Na przykład 1000 ha po 10 groszy za metr. Jak łatwo obliczyć za taki areał należało zapłacić tylko milion złotych. To bardzo niska cena ale rolnik nie ma w skarpetce tych pieniędzy natomiast „oszczędny” parlamentarzysta już może mieć. W ten sposób powstały latyfundia rolników z Marszałkowskiej, którzy teraz czerpią zyski z dopłat unijnych a potem będą tę ziemię sprzedawać.
Całość: izabela.neon24.pl |