słowa kluczowe: Marsz Rotmistrza, Pilecki, Warszawa, Wojewódzki, informacja, konie, kupa, organizacja, łajno.
Blog2011.05.14 03:14 04:14

Mój Marsz Rotmistrza. Warszawa 2011

   
 
Cały dzień urwanie głowy. Niemal do ostatniej chwili zmiany planów. Potem jeszcze w paradę weszły korki.
 
Chciałem już zrezygnować. Ale nie, nie poddam się, nie przy takiej uroczystości! No i jakimś cudem, w ostatniej chwili czas pobiegł inną odnogą i na Placu Grunwaldzkim z tramwaju wysiadłem o 18:32.

Zorientowanie się w terenie - jest: zapamiętana z internetowego anonsu Aleja Wojska Polskiego, na dodatek od razu z brzegu pomnik - ale nie, to nie ten, no i przede wszystkim numeracja się jeszcze nie zgadza.

Jest po czasie, więc kłusuję raźno pasem zieleni, strzelając oczami na wszystkie strony. Powinienem już być na wysokości numeru 40, ale ani żadnego pomnika, ani tłumów, ani nic. Już poszli? Co za punktualność! Aż się wierzyć nie chce…

Ewidentnie coś było nie tak. Doszedłem do Palcu Inwalidów.

Majaczyło mi w pamięci, że Marsz miał dotrzeć, przed mszą świętą, do Pomnika Poległym i Pomordowanym na Wschodzie, przy Muranowskiej.
Zatem --> tam.

Tam też nic. No, może poza skromnym wieńcem i paroma kwiatkami luzem, w przewróconym słoiku.

Poczekam. Spacer w tę i z powrotem, potem dookoła. Z hotelu naprzeciwko pomnika wychodzi do stojącego na ulicy autokaru duża grupa elegancko ubranych obcokrajowców. Na środku szerokiego, wyłożonego kostką chodnika leży… coś zagadkowego. Czarny szal? Bolerko? Leży i się nie rusza, mimo powiewów wiatru. Więc może kapelusz, cięższy, bardziej nieruchawy? Parę rzeczy, które na pierwszy rzut oka nie sposób było posądzić o bycie kapeluszami, mieliśmy ostatnio okazję podziwiać na królewskim ślubie…

Sprawa się zrobiła jeszcz bardziej zagadkowa, gdy zagraniczni goście, wędrujący leniwie w małych grupkach od przeszklonych drzwi do czekającego autokaru, jakoś dziwnie zdawali się tej rzeczy nie dostrzegać.



Koniec końców podszedłem bliżej.

Wyobrażenie sobie psa, który to… zostawił, przekraczało możliwości mojego umysłu.
A miny hotelowych gości, próbujących zrozumieć jakim cudem w milionowym europejskim mieście, w eleganckiej dzielnicy, na samym środku dziesięciometrowego, gładkiego deptaka pyszni się jak gdyby nigdy nic imponujących rozmiarów kupa - były jedyne w swoim rodzaju.

Jeszcze trochę się pokręciłem po okolicy. Marszu nadal nie było.
O dwudziestej zabrałem się z powrotem. Czekając na przystanku autobusowym mogłem podziwiać po drugiej stronie ulicy ozdobioną zegarem fasadę kościoła Sióstr Boromeuszek.

Cytuję za +marszrotmistrza.blogspot.com ogłoszenie o warszawskim Marszu:

Miasto: Warszawa
Godzina zbiórki: 18.30
Miejsce zbiórki: Pomnik Poległym i Pomordowanym na Wschodzie - al. Wojska Polskiego 40

Tak mi jakoś oko, gdy w pośpiechu czytałem, informacje wytłuściło.
Brawo ja.
Ale też brawa dla osoby redagującej powyższe zawiadomienie.
No i dla organizatorów. Za koniki.

Było nie było, piątek. Trzynastego. 

4366 odsłon średnio 5 (3 głosy)
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować    blog autora
linki, cytaty, nowiny
najwyżej  oceniane
zeszyty tematyczne
najbardziej kontrowersyjne artykuły
najnowsze komentarze

© Polacy.eu.org 2010-2024   Subskrypcje:    Atom   RSS  ↑ do góry ↑