Pan doktor Jan Żaryn puścił bąka w Toronto
27 .lll.2011 odbyło się w ZNP w Kanadzie, Toronto, Gmina # 1, spotkanie z dr. Żarynem, w czasie którego gość wygłosił referat pod tytułem "Aparat bezpieczeństwa wobec Polonii 1945-1989".
Po wykładzie jako ostatnie padło pytanie na temat obozu zagłady dla Polaków działającego w Warszawie, w czasie okupacji niemieckiej, od października 1942 - do sierpnia 1944, który funkcjonował pod nazwą KL-Warschau i który pochłonął ponad 200 tysięcy polskich ofiar, co znajdziemy w pracy Sędzi Marii Trzcińskiej. Według wersji mlodego historyka Bogumiła Kopki, który w odróżnieniu od pani Trzcińskiej badań nie prowadził, a jedynie dobierał dowody na a'priori postawioną tezę jakoby obóz ten ograniczał się do Gęsiówki, w której głównie siedzieli Żydzi, ostatecznie wyzwoleni przez Polaków, w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego (baon "Parasol") liczba ofiar jest dziesięciokrotnie zaniżona w stosunku do ustaleń Marii Trzcińskiej.
I tu muszę zrobić małą dygresję, otóż będąc i w Polsce i w USA, od 76 roku w Washingtonie, a obecnie Chicago, zaobserwowałam, że od jakiegoś czasu Polonię odwiedzają jacyś podejrzani często "emisariusze" uwiarygodniający się przed Polonią swoimi badaniami i to nie byle nad kim, ale nad samymi "ubekami". Wytropiłam już paru takich. Jaki jest ich schemat działania?
Serwują nam przedawnioną "lipę", ale nigdy nie ważą się mówić o prawdziwych decydentach, natomiast bardzo szczodrze i rozlegle rozwodzą się na temet nie żyjących, szczególnie etnicznych Polaków, nawet dawnych, lubianych i szanowanych liderów Polonii, byłych akowców lub też patriotów polskich znanych ze swoich prawicowych, czy też konserwatywnych przekonań.
Ci właśnie starzy, patriotyczni Polacy najczęściej w oparciu o najnowsze odkrycia owych podejrzanych "mesjaszy", prezentowani są jako współpracownicy bezpieki. Ale nigdy nie usłyszymy od nich, ani o Bermanie, ani o Bierucie, ani o Lunie Brystygierowej, ani o bratanku Bermana Marku Borowskim, ani o Cyrankiewiczu, Różańskim, czy też Światle.
Nigdy nie wiedziałam, że dr. Żaryn badał "ubeków" - zawsze myślałam, że był to "badacz chrześcijaństwa", a tu tymczasem i on zaczyna chałturzyć o "ubekach", pewnie niewiele o nich wiedząc jeśli sam nim nie był.
Na dodatek reprezentuje jeszcze stowarzyszenie "Polska jest najważniejsza". Czy ci, którzy obmyślają tę propagandę myślą, że Polacy są takimi głupcami, "dziećmi Disneylandu"?
Przecież pan, panie Żaryn, w odpowiedzi na pytanie testowe, na temat KL-Warschau udowodnił, iż reprezentuje pan wrogą Polsce rację stanu. Wsparł pan swoim wstępem książkę, ktora powstała na zamówienie niemieckie i jest wyrazem wdzięcznośći Żydów roszczeniowców za czterokrotnie wypłacane (jak twierczą eksperci) kompensacje tytułem holokaustu. W tym momencie interes żydowskich rozczeniowców, póki co zbiega się z interesem niemieckim: "tam, gdzie cierpieli Polacy, to właśnie nie cierpieli", "a tam gdzie ginęli to właśnie nie ginęli, bo ginęli w masowych zagładach tylko Żydzi i cierpieli tylko Żydzi". Jednym słowem to i dr. Żaryn załapał się na holocaustowy biznes - wstyd.
A co do pana Bartoszewskiego to już parę lat stoję w kolejce, aby zadać mu pytanie na skutek jakich okoliczności nie tylko został zwolniony z obozu w Oświęcimiu, ale nawet odjechał pociągiem pierwszej klasy pomimo swoich żydowskich korzeni, podczas gdy moi polscy kuzyni wzięci do Oświęcimia - jeden główny inżynier miasta Warszawy w adm. prezydenta Starzyńskiego, oraz stryj wzięty tam ze swymi 3 synami prosto z podziemia - nigdy stamtąd nie wrócili.
Następnie panie dr. Żaryn czemu pan gada takie kłamstwa na temat faktografii pani sędzi Trzcińskiej? Co do liczby zamęczonych więżniow, to przecież pani Trzcińska rzeczywiście oparła się między innymi na zeznaniach komendanta obozu w czasie jego procesu w Warszawie, który stwierdził, iż "przeciętnie na dobę w Warszawie ginie około 40 Niemców, za co Niemcy stosują odwet, tracąc 10-krotną ilość Polaków".
Wszędzie wisiały na murach obwieszczenia, że za jednego Niemca na śmierć idzie 10 Polaków, a pan gadasz jakieś niedorzeczne bzdury, że "szukała potwierdzenia w swojej intuicji". Czy to nie wstyd, żeby badacz chrześcijaństwa gadał takie bzdury.
A'propos, znałam Prof. Normana Davisa z Uniwersytetu Georgetown, gdzie wykładałam 19 lat. Kiedy 2 lata temu robil promocję swojej książki w Muzeum Powstania Warszawskiego, podeszłyśmy wspólnie z sędzią Trzcińską i zapytałyśmy dlaczego z całego Obozu KL-Warschau wymienia tylko Gęsiówkę? A następnie, czy prowadził w sprawie obozu jakiekolwiek badania?
N.D. powiedział, że badań żadnych nie prowadził, w sprawie KL-Warschaw, całą zaś informację na temat obozu otrzymał od "najwybitniejszego eksperta na temat Powstania Warszawskiego" Bartoszewskiego. Eksperta bez matury, ale z tytułem "doctora honoris causa" jak Wałęsa, z tym, że Walęsa choć elektryk, to profesorem siebie nie nazywa, a tytuły nadano im takie same.
Otóż ów ekspert od Powstania, ani razu nie trzymał broni w ręku tylko pióro i czasami pisywał do prasy podziemnej. Powstanie to miało swoich dowódców- generałów, pułkowników, a tymczasem tacy światowcy jak Norman Davis opierajają się na tym, co powie "guru" od politycznej poprawności na temat "czego życzą sobie Niemcy i roszczeniowcy ze Światowego Kongresu Żydów". I o jakim mówimy tu merytorycznym naukowym uzasadnieniu?
Na temat Lagru na Kole zeznawał profesor medycyny sądowej z Uniwersytetu Nowy York, który tam siedział, Moor-Jankowski, na którego pogrzebie ówczesny Prezydent miasta Warszawy, Lech Kaczyński w mowie nad jego grobem stwierdził: "Wybacz mi Janku, że pomnika ofiar KL-Warszchau jeszcze nie ma, ale stanie, stanie już w najbliższym czasie. No i czy stanął? Nie! Wciąż jeszcze nie. A dlaczego? Bo tego nie życzą sobie zwolennicy holokaustu, pojętego jako wyłączna domena cierpienia tylko jednego narodu, a mianowicie żydowskiego. Co za ohydny egoizm. Umierali razem, ale pomniki wolno wznosić tylko dla jednych, bo potomkowie tych drugich są za słabi, żeby upominać się o swoich. Nie, tak nie będzie, prawda historyczna musi zwyciężyć.
Pewnego razu, 3 lata temu wracałam ze Szpitala na Wołowskiej, było około 10:00 w nocy. Studiowałam wtedy bardzo intensywnie KL-Warschau. Taksówkarz bardzo stary, taksówka bardzo stara. Pytam: Pan przedwojenny? - A, o co chodzi? Czy słyszał pan w czasie okupacji o KL-Warschau? - Tak! A co pan słyszał? - Tam gazowali! Mialem wtedy 10, 11 lat. Byłem jedynym żywicielem dla matki, bo ojca Niemcy zabili. Byliśmy "kieszonkowcami" , działaliśmy na Warszawie Zachodniej. Nocą zwożono tam więżniów i pędzono w dół do tunelu. Najpierw jak włączano gaz to nie było jeszcze zamknięcia do tunelu , ludzie męczyli się dłużej , a my chłopaki zwieszaliśmy się jak nietoperze i podglądaliśmy. Zaglądaliśmy bo nas to śmieszyło, my byliśmy huligani, a ludzie mieli powykręcane twarze, ręce, nogi. Póżniej już Niemcy zasłaniali. I takich powykręcanych wieźli wagonikami do spalarni. Czy wszyscy byli przed spaleniem martwi? Nie, niektórzy się jeszcze ruszali, ale to nic nie pomogło. Skąd wydobywał się gaz? Z wentylatorów komór gazowych, działających w tunelu.
Jakie to niemoralne, że nawet ci z tytułami rżną głupa. Dlatego, weżcie sobie inny kraj, niech inny kraj będzie dla Was najważniejszy do rabunku i zawłaszczenia stanowisk. Niech w końcu Polska, moja Ojczyzna, nie będzie najważniejsza dla żadnego oszusta, malwersanta i manipulatora. Piszcie na temat innych krajów, a nie mojego. Po pierwsze, ponieważ się na nim nie znacie, a po drugie, dlatego, iż wówczas prawdziwi, rzetelni badacze nie musieliby tracić tyle energi i nerwów na walkę z oszustami jak to dziś traci sędzia Trzcińska. A pan, panie Żaryn niech pan przeczyta książkę pani sędzi, albowiem kosztowała ją ponad 30 lat badań i wtedy poznałby Pan prawdę, ktora jeszcze mogłaby się panu przydać.
To wstyd, że Uniwersytet Kardynała Wyszyńskiego daje azyl życiowy takim paszkwilantom polskiej tragedii jak Kopce. Osobiście w tej sprawie będę ingerowała u władz.
Odpowiedź panu Żarynowi, na braki faktograficzne jakie ujawniły się, w czasie jego wykładu, na temat KL- Warschau.
Szanowny panie.
Moje uwagi uzupełniające, czy też prostujące pewne nieścisłości, powodowane są serdeczną i koleżeńską troską, w sprawie tak ważnej jak prawda i precyzyjnie określona faktografia, na temat obozu koncentracyjnego zorganizowanego w Warszawie, specyficznie dla ludności polskiej, obozu KL- Warschau.
Jeśli chodzi o baraki na Kole o długości 35 metrów, zostały one pobudowane jeszcze przed wojną dla niezamożnej ludności Warszawy. Tymczasem pan informował słuchaczy, iż baraki te pobudowane zostały przez Niemców, w czasie okupacji. Tak wytrawny historyk jak pan, nie powinien dopuszczać błędu, który elementarnie świadczy, o niezrozumieniu czasów okupacji niemieckiej, w Warszawie, w czasie ll Wojny Światowej.
Niemcy zajmowali się eksterminacją warszawiaków, a nie rozwiązaniami urbanistycznymi dla jej mieszkańców. A jeżeli byłyby jakieś „nadwyżki ludności”, w stosunku do przestrzeni mieszkalnej, to okupanci rozwiązywali takie kwestie przy pomocy błyskawicznych salw, z karabinów maszynowych. Dlatego też przytoczone przez pana wyjaśnienia, jakoby to Niemcy budowali domostwa dla Polaków są nonsensem i świadczą o pewnych brakach w rozumieniu sytuacji w okupowanej przez Niemców Polsce.
Dlatego raz jeszcze podkreślam, że baraki przy ulicy księcia Janusza, o długości 35 metrów zostały zbudowane przed wojną przez miasto, a nie jak pan kłmie przez Niemców w czasie okupacji. Pragnę również zwrócić uwagę, iż Niemcy zdejmowali tabliczki, z nazwami ulic na terenach „przyobozowych”, celem zamaskowania tych struktur. Co jak widać na przykładach niektórych badaczy bardzo im się to udawało.
Należy również stwierdzić, iż za przedwojennymi barakami robotniczymi rozciągały się tereny zalesione, wkrótce spotkać można było druty kolczaste oraz tablice w językach; polskim, ukraińskim, białoruskim i litewskim: "Wstęp Wzbroniony", zaś przekroczenie tej linii groziło natychmiastowym ROZSTRZELANIEM. Za owymi drutami kolczastymi usytuowany był niemiecki Lager na Kole, przynależny do niemieckich zakładów zbrojeniowych w forcie Bema i będący częścią KL Warschau. Na jego terenie rozciągało się 54 baraków, o długości podwójnej, w stosunku do polskich przedwojennych baraków robotniczych a mianowicie o długości 70 m. Zarówno w Lagrze na Kole jak i w lagrze zbudowanym na terenach, po spacyfikowanym getcie, baraki miały takie same wymiary.
Przypominam sobie bardzo dobrze spotkanie jakie miało miejsce w IPN-e u pana profesora z panią sędzią Trzcińską, dziennikarką Naszej Polski Kają Bogomilską, i mną - M. Modelską-Creech. W czasie tego spotkania, pani sędzia Trzcińska bardzo szczegółowo wyjaśniła położenie oraz przeznaczenie 70-cio metrowych baraków na Kole, podkreślając również, iż mapy, na których oparł się pan Kopka w odniesieniu do Lagru na Kole zostały sfałszowane, albowiem z map tych zniknęły baraki więzienne za laskiem, a pozostały tylko przedwojenne baraki robotnicze przed laskiem. Sam pan Żaryn był uprzejmy zauważyć, iż na mapach oryginalnych, zaprezentowanych przez panią sędzię Trzcińską, uwidocznione są baraki, a na mapach przedstawionych przez pana Kopkę baraki te nie istnieją.
Pan Kopka, prowadzony przez bardzo dziwnego tłumacza, z Niemiec, Maxa Fixa, rzeczywiście „zafixowywał” wszystko raczej na zamówienie polityczne owego pana Fixa.
Pan Kopka żadnych samodzielnych badań nie prowadził. Przejmował jedynie rezultaty badań sędzi Trzcińskiej i opatrywał jej komentarzem, pewnie na życzenie Maxa Fixa, NIET!!!!!! Na to zgody nie może być!
Zdaniem pana Żaryna, sędzia Trzcińska, tak dobrze jak pan Kopka, dowodów faktograficznych nie rozumiała, pewnie dlatego, że nie miał kto ją „zafiksowywać”, albowiem jeszcze w latach 60, 70 i 80-tych, nie przyjeżdżały do nas Maxy Fixy z Berlina.
Max Fix jest też swoiście oryginalnym tłumaczem. Przybył do IPN-u z Politechniki Berlińskiej, gdzie zadaniem jego było tropienie przejawów anty-semityzmu wśród niemieckiej młodzieży studenckiej. Ciekawa jestem, co też Max Fix tropił w KL - Warschau? Panie profesorze, miejmy godność i bądźmy sobą. Jako badacze zaprzysiężeni jesteśmy Prawdzie, a nie Maxom Fixom. Oni są elementem przemijającym. Prawda jest wieczna. Kiedykolwiek dopadają mnie troski zawsze powtarzam sobie
„It shall past”.
Profesor Mira Creech-Modelska Chicago, kwiecień 2011