słowa kluczowe: Jacek Bartyzel, ksenofobia, oikofobia, ojkofobia, prof. Bartyzel. | |||
Linki, cytaty, nowiny | 2013.09.27 19:31 19:46 |
Ojkofobia | (poleca Piotr Świtecki) | ||
prof. Jacek Bartyzel | |||
Ojkofobia (z gr. oíkos - dom, środowisko + phóbos - strach, wstręt) - zaburzenie osobowości przejawiające się jako niechęć, odraza, a częstokroć i nienawiść do własnej, rdzennej wspólnoty osób, zwłaszcza rodzinnej, narodowej i cywilizacyjnej. | |||
(c.d. z poprzedniej strony)
Zakazująca czynienia jakichkolwiek rozróżnień utopia powszechnego braterstwa stanowi negację tak fundamentalnego zjawiska antropologicznego, jakim jest istnienie naturalnej wspólnoty, którą stanowi każda zbiorowość ludzka złączona trwałą i nieutylitarną (w przeciwieństwie do, na przykład, spółki akcyjnej) więzią duchową, każda zaś wspólnota jest i musi być ekskluzywna, czyli identyfikować "swoich" a wykluczać "innych"; bez rozróżnienia: "swój" - "obcy" nie ma wspólnoty, tak samo jak nie ma zróżnicowania terenu bez istnienia gór i dolin, wyżyn i nizin. Chociaż niektóre wspólnoty mogą być częściami wspólnot większych (przykładowo: rodziny mogą być, i są, częściami stanów/klas społecznych, te - narodów, a narody - szerszych związków państwowo-politycznych czy zespołów cywilizacyjnych), czyli mogą mieć one charakter koncentryczny, to nie mogą jednak "krzyżować" się, tzn. dwie i więcej wspólnoty paralelne (rodziny, narody, cywilizacje, religie etc.) są zawsze rozłączne; żadna osoba nie może być jednocześnie członkiem dwóch narodów czy wyznawcą dwóch religii; oczywistości tej nie zmienia fakt deklarowania przez niektórych osobników (z reguły właśnie "antyksenofobów") poglądu wprost temu przeciwnego, atoli istnieje bardzo prosty sposób falsyfikacji tego mniemania, którym jest moment realnego starcia dwu paralelnych wspólnot: wówczas okaże się, że osobnik ów należy faktycznie do tej wspólnoty (rodziny, narodu, państwa itp.), po której stronie stanął w walce; w starciu wspólnot żaden z ich faktycznych członków nie może zająć pozycji "sędziego", "rozjemcy" czy "bezstronnego obserwatora", choćby tego pragnął; niezaangażowanie w konflikt ("neutralność") dowodzi obojętności, co wyklucza przynależność do wspólnoty, "pokazuje, że się do niej faktycznie już nie należy; że duchowo się z niej już odpłynęło" (tamże, 13).Iluzja co do możliwości jednoczesnego zajmowania pozycji uczestnika wspólnoty oraz "bezstronnego" jej rozjemcy czy sędziego jest nawet szczególnie silna i charakterystyczna (toteż niezależna i starsza od "postmodernistycznej" political corectness) dla pewnej części inteligencji polskiej, wychowanej tyleż na romantycznym frazesie "walki za wolność waszą i naszą", co na pozytywistycznej ideologii Comte`owskiego altruizmu, a co już Roman Dmowski nazywał ironicznie "półpolactwem", wskazując na ludzi, "którzy utracili związek z aspiracjami narodu, którzy uważając się za Polaków, interesy polskie o tyle tylko uznają, o ile nie sprzeciwiają się one interesom innych ludów, którzy w swych uczuciach narodowych do takiej dochodzą rzekomej bezstronności, że w imieniu narodu ze wszystkiego gotowi zrezygnować, do czego ktokolwiek rości pretensję. (...) Ludzie ci przyzwyczaili się do myśli, że miano Polaka nie będzie nigdy nakładało większych obowiązków ponad te, do których oni się poczuwają" (Półpolacy, "Przegląd Wszechpolski" 1902, 801, cyt. za: Narodowa Demokracja. Antologia myśli politycznej "Przeglądu Wszechpolskiego" (1895-1905), Londyn 1983, 154); polityczny realista zdaje sobie jednak sprawę z tego, że "w stosunkach międzynarodowych znamy rozległą sferę spraw, w których nie ma ani słuszności, ani krzywdy, jeno współzawodnictwo nie dających się pogodzić interesów, w których staje się po jednej lub drugiej stronie nie z poczucia sprawiedliwości, ale z poczucia solidarności z jedną ze stron walczących" (tamże, 155). Oburzanie się na "ksenofobię" jest procederem jałowym i niebezpiecznym, gdyż nie towarzyszy mu rozróżnienie i samoświadomość różnych poziomów (stopni) jej przejawiania się; prócz poziomu "0", odpowiadającego - z założenia czasowemu (jak w wypadku turysty) - przyjmowaniu "obcego" jako zaproszonego gościa, Musiał i Wolniewicz wyróżniają cztery poziomy ksenofobii: 1o ostrożność (rezerwa) wobec obcych; 2o niechęć do nich z powodu naruszania naszego obyczaju oraz kanonów moralnych i estetycznych; 3o wrogość; 4o nienawiść; jeżeli nie uwzględnia się tego zróżnicowania, wówczas - jak to faktycznie czynią antyksenofobiczni aktywiści - pragnie się wyeliminować, niejako profilaktycznie, każdą postać dystansu wobec "obcych", choćby zwykłą ostrożność, co jest taką samą niedorzecznością, jak pragnienie leczenia z samolubnego "sobkostwa" przez domaganie się od każdego zaniechania jakiejkolwiek troski o siebie, albo uczenie dziecka zaufania do każdego nieznajomego (można zauważyć, że w praktyce nie są w stanie przestrzegać tego zalecenia również najbardziej entuzjastyczni zwolennicy "społeczeństwa otwartego", czego dowodzi fakt, że to właśnie z tych kręgów wychodzą na przykład, przeciwstawiające się pedofilii, bombastyczne kampanie ostrzegające dzieci przed nawiązywaniem kontaktów bezpośrednich i wirtualnych z nieznajomymi, co jest wprawdzie zdroworozsądkową oczywistością, lecz na gruncie ideologii "otwartości" zupełnie zasadnie może być zinterpretowane jako pewna forma ksenofobii). Warunkiem jakiejkolwiek operacyjności pojęcia "ksenofobia" jest również zdefiniowanie jej nie jako ogólnikowej niechęci do "obcych", lecz do tych obcych, którzy albo chcą wejść, albo już weszli - nieproszeni - do naszego "Domu", do siedliska "naszej" wspólnoty, w którym jedynie jej członkowie czują się "u siebie"; tego rodzaju dystans jest na poziomie zbiorowości tak samo naturalną barierą immunologiczną, jak na poziomie indywidualno-osobniczym odraza, jaką wzbudza przekraczanie fizycznej granicy intymności przez osoby nam prywatnie obce; reakcja ksenofobiczna jest przeto konstytutywnie zakodowaną w zbiorowości reakcją obronną tego samego typu, co (przynajmniej) odsuwanie się od kogoś, kto bez naszego przyzwolenia zbliża się do naszego ciała. Wyróżnionym przez Musiała i Wolniewicza czterem poziomom ksenofobii odpowiadają również cztery typy statusu obcego i tyleż poziomów reakcji ksenofobicznej: 1o ostrożności - status (w zasadzie przypadkowego) przybysza (a w mocniejszym wymiarze - przybłędy), "którego obecność na swoim terytorium wspólnota znosi bez szczególnej przykrości, a nawet odnosi się do niego z pewnym zaciekawieniem" (dz. cyt., 15); 2o niechęci - status intruza, który świadomie i bez zachęty wszedł na obszar wspólnoty, ale zachowuje się na tyle powściągliwie, że nie zmusza nas do wyraźnej reakcji celem jego ekspulsji; 3o wrogości - status najeźdźcy, który wdarł się przemocą na terytorium wspólnoty, co mobilizuje ją do zdecydowanego oporu i odporu; 4o nienawiści - status prześladowcy, który nie tylko wdarł się siłą, ale usiłuje nas sobie podporządkować i nawet zniszczyć. Dopiero tak wyodrębniając poziomy reakcji ksenofobicznej można dokonać wartościującej oceny etycznej, w świetle której okaże się, że pierwsze trzy są najzupełniej usprawiedliwione, natomiast moralnie co najmniej niebezpieczny, a wielu postaciach reakcji naganny jest dopiero czwarty poziom reakcji, ponieważ nienawiść - nawet jeśli często psychologicznie uzasadniona - jest zawsze złem moralnym i śmiertelnym niebezpieczeństwem dla duszy osoby w niej się pogrążającej; właśnie nienawistny typ ksenofobii winien być rozpoznawany w świetle ewangelicznego nakazu "miłowania nieprzyjaciół", który jasno wykluczając nienawidzenie wrogów jednocześnie implicite potwierdza ich obiektywne istnienie; gdyby zbiór "nieprzyjaciół" był pusty, nakaz ich miłowania byłby albo jedynie retoryczną (a stylistycznie oksymoroniczną) wariacją na kanwie banalnego truizmu o miłowaniu przyjaciół, albo w ogóle nie miałby sensu. Musiał i Wolniewicz akcentują psychologiczne i socjologiczne sprzężenie ksenofobii - rozumianej nie jako wyzwisko, lecz naturalne uczucie (sposób odczuwania) - z "o j k o f i l i ą", czyli przywiązaniem do domu rodzinnego i ziemi ojczystej, idącym w parze z (uzasadnionym) poczuciem swoistej, więc wyjątkowej, wartości własnego dziedzictwa duchowego. Do o. prowadzi natomiast zobojętnienie ludzi wobec "swoich", jak osłabienie więzi rodzinnych, sąsiedzkich i narodowych, które zupełnie zasadnie daje się porównać do stanów patologicznych, nazywanych przez psychologię "zespołem rozłąki" albo "chorobą sierocą", sama zaś o. - do najwyższego stadium tego schorzenia, nazywanego autyzmem. Stwierdzenie to koresponduje ze spostrzeżeniem Scrutona, iż ojkofob w rzeczywistości nie tyle "walczy z ksenofobią", co "kultywuje rozwiązłą ksenofilię", czyli "wybieranie obcych kultur w supermarkecie postmodernizmu i zabawę nimi, tak jak dziecko bawi się przerzucaniem kanałów w odbiorniku telewizyjnym" (dz. cyt., 8); nie jest to jednak p r a w d z i w a ksenofilia, albowiem "obce kultury widziane są tu zawsze przez sentymentalną mgiełkę i mogą być wymazane z ekranu, gdy tylko zaczną wydawać się nieprzyjemne. Postawmy go [ksenofila - J.B.] w środku jakiejś kulturowej mniejszości - na przykład w Harlemie, czy w szyickiej wiosce w Iranie - a naszego 'wielokulturowego' intelektualistę ogarnie zaraz nostalgia (...) za własnym domem. Ale tak długo, jak długo może się on tylko bawić alternatywami (...), fantazje chorej ksenofilii mogą swobodnie błądzić w jego umyśle, a on może się tarzać w luksusowej oikofobii" (tamże). Trafność tej obserwacji potwierdza uwyraźnienie ultymatywnego charakteru rozróżnienia: "przyjaciel - wróg" w realnej sytuacji "zderzenia cywilizacji", kiedy to, po 11 IX 2001, wielu "rozwiązłych" ksenofilów nagle objawiło tyleż wojowniczą antypatię do islamistów, co osobliwą postać przywiązania do cywilizacji zachodniej (jak słynna reporterka Oriana Fallaci, która fundamentalną "wartość" Zachodu dostrzegła w nieograniczonym żadnymi zakazami promiskuityzmie). |
993 odsłony | średnio 5 (5 głosów) ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować | blog autora |
Re: Ojkofobia | |||
Marek Stefan Szmidt, 2013.09.27 o 21:51 | |||
Pan Profesor Bartyzel trochę się zapędził, bezkrytycznie posługując się Rogerem Scrutonem: "jej główną przyczynę postrzega Scruton w sekularyzacji społeczeństwa, która pozbawiła pisarza jego niegdyś quasi-kapłańskiej roli" Omawiana sekularyzacja społeczeństwa, rozpoczęła się w Anglii (Scruton jest Anglikiem i myśli tylko "po angielsku") za Tudorów. Do tych czasów każda Osoba posiadająca - choćby słabą - umiejętność czytania i pisania, otrzymywała - "z automatu" - niższe świecenia kapłańskie, co stawiało ją poza jurysdykcją królewską, co doprowadzało do nadużyć, tak nagminnych, że było jednym z czynników "przyjęcia się" Reformacji w Anglii. Tak więc każdy pisarzyna korzystał z ochrony sądów kościelnych, które - w stosunku do królewskich - były bardzo pobłażliwe, co nie oznacza jednak, że owi "pisarze" byli Kapłanami. Pana Profesora Bartyzela odsyłam do "pomnikowych" dzieł angielskich profesorów Trevelyana i Coultona. :-) | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
© Polacy.eu.org 2010-2025 | Subskrypcje: | ![]() | ![]() | ↑ do góry ↑ |