słowa kluczowe: Curzio Malaparte, Niemcy, Polska.
Polska2019.12.04 18:02 18:54

Ku przestrodze germanofilom

 

Niemcy okiem znawcy

 
Od czasu, gdy w Polsce przestało rządzić "stronnictwo pruskie", Niemcy coraz bardziej niecierpliwie reagują na torpedowanie ich strategicznego partnerstwa z Rosją. Powstaje pytanie: jak długo jeszcze będą kontynuować politykę drobnych ustępstw na rzecz samodzielności Polski (w tym energetycznej) i jakiej reakcji należy się, w końcu, po nich spodziewać? Jedną z możliwych odpowiedzi dostarcza Curzio Malaparte, autor wojennych relacji, wydanych w książce pt. "Kaputt".
 

Jak podaje lewacka Wikipedia: „Curzio Malaparte właśc. Kurt Erich Suckert (ur. 9 czerwca 1898 r. w Prato, zm. 19 lipca 1957 r. w Rzymie) – włoski pisarz, dziennikarz i dyplomata”.

Jako włoski korespondent wojenny „zwiedził” wiele odcinków frontu, głównie niemiecko-rosyjskiego i za serię nieprzychylnych Niemcom artykułów spotykały go częste represje i odwołania.

Będąc z pochodzenia Austriakiem i faszystą (uczestniczył w Marszu na Rzym, lecz po rozstaniu się z Mussolinim spędził 5 lat w ciężkim więzieniu dla przeciwników reżimu), Malaparte był chętnie goszczony przez oficjeli niemieckich, dyplomatów wielu krajów Osi, a na liniach frontu – także przez dowodzących generałów i pułkowników.

W swoich relacjach, bez ogródek, potępiał niemieckie zbrodnie w krajach okupowanych, a na spotkaniu z królem Polski, Hansem Frankiem, wyraził opinię, że lubi i szanuje Polaków (zniesmaczony kulturą niemiecką oraz hitlerowskim, prostackim wystrojem wnętrza Belwederu, stanął także po stronie polskiej gęsi, którą wniesiono na kolację).

W Rumunii, wraz z konsulem Królestwa Italii, uratował z pogromu około 100 Żydów.

Jako ciekawostkę warto podać, iż na hitlerowskie pozdrowienie, Malaparte odpowiadał, z wyraźnym akcentem włoskim: „Ein Liter”, co brzmiało niezwykle podobnie do oryginału niemieckiego.

Jako baczny obserwator i doskonały prozaik, Malaparte opisał, korzystając z okazji przebywania w saunie z Himmlerem, gdzie mieści się cała siła i okrucieństwo Niemców:

Niemcy nadzy są zadziwiająco bezbronni. Odarci ze wszystkich tajemnic. Nie budzą już lęku. Sekret ich siły nie tkwi w ich skórze, kościach i krwi, ale w ich mundurach… Wystarczy zobaczyć ich nagich, żeby zrozumieć tajemny sens ich życia narodowego, ich dziejów. Mieliśmy ich przed sobą jak nieśmiałe, wstydliwe trupy”. [Nadzy Ludzie” str. 336].

Idąc tokiem rozumowania Malapartego, dodam, że niewykluczone, iż współcześni, pozbawieni mundurów Niemcy, czerpią swe siły z legitymacji partyjnej, dającej namiastkę przynależności do wielkiej armii.

Powracając do spraw politycznych, po roku 1990-tym, Niemcy uaktywnili całą swoją siatkę wywiadowczą, jawnie finansując np. KLD i ścieląc czerwony dywan karierze swojego najefektywniejszego politycznie agenta, o pseudonimie Oskar, którego bez wielkiego trudu (patrz mój poprzedni wpis, pt. „Nieświadomi”) udało im się uczynić Osobą tak wpływową, że jej – nieudany - szantaż doprowadził do upadku rządu premiera Jana Olszewskiego.

Później przyszło marszałkowanie Sejmem, kariera w PO, premierostwo i – o mały włos – Oskar nie został by prezydentem RP.

Na osłodę, po porażce z śp. Lechem Kaczyńskim, przyszły eksponowane stanowiska w Brukseli, którym końca nie widać.

Od roku 2015-go, Niemcy – wobec Polski – wykonują taktyczne kroki w tył, lecz ten, kto ich nie zna, nie zdaje sobie sprawy z sytuacji, iż przyjdzie taki moment, gdy nastąpi bardzo gwałtowna reakcja.

Bezspornym znawcą Niemców i ich mentalności, a zwłaszcza już kadry decyzyjnej, jest właśnie Curzio Malaparte, który wyraźnie, prawie poetycko i ubrawszy ostrzeżenie w formę literacką, przestrzega w „Zygfryd i łosoś”, opisując finał walki generała von Heunerta z lapońskim łososiem, podczas której to podciągał do siebie waleczną rybę, to ustępował jej, idąc kilka kroków w dół strumienia, ustępując nieustępliwemu olbrzymowi:

Już ze trzy godziny trwała ze zmiennym szczęściem ta walka, kiedy zacząłem dostrzegać ironiczne uśmieszki na żółtych, pomarszczonych twarzach Pekki i pozostałych Lapończyków, siedzących w zbitej gromadce z gipsowymi fajeczkami w zębach. Spojrzałem na generała. Był tam wciąż, na środku rzeki, w pełnym bojowym rynsztunku, w stalowym hełmie na głowie, z wielkim mauserem u pasa, spowity w fałdy moskitiery. Szerokie czerwone lampasy jego generalskich spodni lśniły w martwym świetle nocnego słońca. Wydawało się, że brak mu sił, aby opierać się dłużej gwałtownym atakom przeciwnika. Coś się w nim rodziło nowego – czułem to, odgadywałem z niecierpliwych gestów, z wyrazu wściekłości na twarzy, z tonu, jakim krzyczał raz po raz: <Achtung!>, tonu, w którym brzmiała zraniona pycha, niepokój, strach. Generał był zirytowany i przerażony. Bał się, jak on będzie w tym wszystkim wyglądał. Walczył z łososiem już trzy godziny; nie przystoi niemieckiemu generałowi przez tak długi czas dać się trzymać w szachu jednej jedynej rybie. Zaczynał się obawiać, że nie wyjdzie z tej walki zwycięsko. Gdybyż przynajmniej był sam: ale działo się to w naszych oczach, pod ironicznymi spojrzeniami Lapończyków, w oczach żołnierzy z eskorty rozstawionych po obu brzegach rzeki. A poza tym był już precedens Rosji [bolesna klęska pod Stalingradem, przyp. MStS]. Trzeba było z tym skończyć. Cierpiała tu jego godność, godność niemieckiego generała, wszystkich niemieckich generałów, całej niemieckiej armii. No i był jeszcze ten precedens Rosji.

Generał von Heunert odwrócił się raptem w stronę Beandascha [adiutant, przyp. MStS] i krzyknął ochrypłym głosem:

- Genug! Erschisst ihn! Dosyć tego! Zastrzelić go!

- Jawohl! Odpowiedział Beandasch i ruszył w dół rzeki powolnymi, ciężkimi krokami. A kiedy doszedł do łososia, który rzucał się w spienionej wodzie, ciągnąc za sobą generała, stanął, wyciągnął pistolet z kabury, pochylił się nad walecznym stworzeniem i z bliska dwukrotnie strzelił mu w głowę” [str. 357].

Paralele do dzisiejszej sytuacji politycznej, gdzie spokojne, pewne swych racji Niemcy, chwilowo ustępują niepokornej Polsce, są nadzwyczaj jasne, tak jak i jasna jest – spodziewana – reakcja rządu RFN, który któregoś dnia, mając dosyć oporu Polski przeciwko strategicznemu sojuszowi Pekin-Berlin-Moskwa i – parafrazując - „Zacznie się obawiać, że nie wyjdzie z tej walki zwycięsko”, sięgnie po środki nadzwyczajne.

Piszę to wszystko, gdyż niedawno, z mównicy sejmowej, padły słowa o zdradzie. W moim zrozumieniu zdradą jest wspieranie interesów konsorcjum Chińsko-Rosyjsko-Niemieckiego przez partie oficjalnie realizujące interesy niemieckie w Polsce, a także przez pożytecznych idiotów (za wcześnie o posądzenie o agenturalność), dążących do mitycznego sojuszu z Moskwą, którzy nie znając historii nie rozumieją, iż porozumienie z Rosjanami jest możliwe tylko na ich warunkach, a Niepodległa Rzeczypospolita warunków owych nie spełnia.

Głupców i zdrajców nie sieją, lecz jest ich u nas dostatek...

 

2603 odsłony średnio 4 (2 głosy)
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować    blog autora
linki, cytaty, nowiny
najwyżej  oceniane
zeszyty tematyczne
najbardziej kontrowersyjne artykuły
najnowsze komentarze

© Polacy.eu.org 2010-2024   Subskrypcje:    Atom   RSS  ↑ do góry ↑