Witajcie panie Janie. Można powiedzieć, kopę lat. Co to ostatnio nie zaglądacie do mnie? Ludzie ciekawe co w naszej wsi słychać. Witaj, witaj Zenon. Prawdę powiedziawszy, to już mnie szlag trafia jak na to wszystko patrzę. Ten cholerny marazm Narodu, ta cholerna zgoda na zagładę Polski i Polaków. Te cholerne występy popielatych, zadowolonych telewizyjnych idiotów. Nie wypada w sieci mówić dobitnie, co o tym myślę. Już chyba nawet nie warto mówić, dyskutowac o polityce i politykach.
Z tym jak raz się zgadzam panie Janie. Bo jak pan wie, ani polityki, ani polityków w Polsce nie ma. Wszystko jest opanowane przez przybłędy światowe, przez zbirów z pod ciemnej gwiazdy, czy jak oni wolą spod złotej gwiazdy. Właśnie ostatnio jeden gang odprawiał sabat z okazji dziesięciolecia działalności gangsterskiej w Polsce. Podobno wszystkie były bardzo zadowolone z łupów uzyskanych na tubylcach. Nawet Kunta Kinte przyleciał pochwalić czerwonych braci za podarowane mu skalpy. Za bogactwa ukradzione Polsce, za te kadłupki czerwone i gazowe nigdy się nie wypłacimy panie Janie. Co to za rasa, co to za cywilizacja, że cię okradną i jeszcze musisz im za to zapłacić?! Mieliśmy nie politykować panie Zenonie. Właśnie nie politykujemy, tylko omawiamy zachowania i działania wprowadzone przez przybłedy światowe. Dobra jest, koniec z nimi.
Pamięta pan panie Janie jak zbierałem nikomu nie potrzebne, stare "maszyny", narzędzia rolnicze na wsi? Całe szczęście, że chłopcy byli trunkowi. Ile ja się flaszek nastawiałem, aby nie wywozili tego wszystkiego na złom. Jakaś geszefciarska zaraza opanowała wszystkie wsie i kto co miał wywoził. Nic nie pomagały tłumaczenia, że to zabytkowe maszyny, narzędzia rolnicze, że trzeba zostawić na pamiątkę dla potomnych. To kawał historii polskiej wsi, że to wszystko przetopią i zniknie bezpowrotnie. Dzisiaj postawię flaszkę temu, kto te flaszki wymyślił.
W zasadzie mam tylko jedną cenną "maszynę", cenną historycznie i cenną w przenośni "artystycznej". Jest to zwykła sieczkarnia, a jednak nie zwykła, bo wyprodukowana przed II wś przez zakład żydowski, przez zakład braci Szeinmell w Międzyrzecu Podlaskim. Znak firmowy jest jednocześnie odlany na obwodzie tego ogromnego żeliwnego koła, jest nie do usunięcia - br. Szeinmell - Międzyrzec Podl. Ja znam historię Międzyrzeca, pamiętam jeszcze ten budynek po zakładzie, można by książkę napisać na ten temat. Nie ma już dawno tych ludzi, nie ma już zakładu - jest sieczkarnia. Jak pan widzi rozpada się dotknięta zębem czasu, drewno zjadają robaki. Jednak żeliwo stopowe pozostanie, jest odporne na rdzę.
Panie Zenonie, ja nic nie chciałem mówić, ale ludzie się śmieli z pana. Jak pan zaczął z tych "maszyn" wymyslać różne dziwolągi i ustawiać ich w ogrodzie. Ja z początku też się śmiałem, a już pękałem ze śmichu jak pan tego kibla pomalowanego na czerwono postawił na trawniku. To nie kibel panie Janie, tylko piękna czerwona muszla klozetowa. Przestałem się jednak śmiać z pana jak ze dwa tygodnie ganiałem krowy na łąki i co rano mówiłem dzień dobry pańskiej żonie która z synem stała w ogrodzie. A pan stał dość daleko od drogi w sadzie. Dopiero jak ludzie z dziećmi zaczęli specjalnie przychodzić, aby zobaczyć przez siatkę te dziwolągi, dowiedziałem się, że to manekiny. Przy kielichu nie raz śmieliśmy się, ale z siebie, bo okazało się, że tych mówiących dzień dobry było wielu chłopów. Jeden potem opowiadał, że wiedział wcześniej, bo raz się zatrzymał i gadał i gadał z 'żoną", a ta nic. Skapował, że coś jest nie tak. Opowiadań na temat tej "żony" było mnustwo. A czy ona ma napewno wszystko, a czy to moja kochanka itd. Chłopy mają wyobrażnię, nie będę tego opisywał. Nawet mówili, aby ją puścić w obieg. Nie chciałem jednak zostać sutenerem.
Prosze państwa. Sam nie lubię czytać długich tekstów. A mamy też ograniczenia objętościowe artykułów, więc chcąć nie chcąc muszę podzielić tekst na dwie części. Poprostu nie wiedziałem co napisać a napisało mi się za dużo. Dla zainteresowanych cdn - jutro. Pozdrawiam serdecznie. |