słowa kluczowe: Urle, małe dzieci, wakacje. | |||
Polska | 2011.04.18 14:08 |
Letnisko | Były bloger | ||
W sprawie polityki prorodzinnej | |||
![]() | |||
Miały po niej jeździć jedyne dwa metalowe samochodziki, które posiadałem. To i tak dużo – inni koledzy nie mieli i tego. Królował bakelit. Coś pośredniego pomiędzy porcelaną wtyczki do elektrycznej maszynki, na której moja matka przygotowywała nam obiady, a gumową podeszwą buta ojca. No ale cóż, druga połowa lat pięćdziesiątych pewnie dla nikogo nie była za bogata. Ważniejsze było to, że w ogóle dzieciakom zapewniało się wakacje.
Już nie pamiętam skąd wzięły się Urle właśnie. Czy to była informacja, że przed wojna przyjeżdżali tu żydzi na letni odpoczynek, oni wiedzieli gdzie jest dobrze, czy że była płytka rzeczka – czy że było blisko do Warszawy, ot, kilka godzin pociągiem z przesiadkami, w końcu to nie najważniejsza linia kolejowa na świecie. Urle miały swój mikroklimat i kto tam przyjechał z każdym rokiem bardziej utwierdzał się w tym przekonaniu. Nam się podobało z innych powodów. Nic nie było jeszcze jak w późniejszych latach zagrodzone, wozy konne inicjowały szlak, który w następnych latach przekształcał się w drogę, jeszcze później to asfaltowano metodą „na żywca”, po czym likwidowano, ponieważ zawsze okazywało się, że asfalt przecina na pół czyjąś działkę. Po jej odzyskaniu właściciel stawiał solidny metalowy płot, ozdobne bramy wyrabiano na miejscu u niejakiego Kubata – i wszyscy z taksówkarskiej rodziny byli szczęśliwi. Tak, potentatami byli wyłącznie taksówkarze. Wtedy i na wiele lat później. Pewnie to dziwne, ale te „złotówy” nigdy nie miały dzieci, ich miejsce zajmowały jakieś podstarzałe ciotki i paskudne jak noc zimowa kuzynki w nieokreślonym wieku. A sami Potentaci należeli do takiej chamskiej grupy, do której bez żelaznego drąga wprost nie wypadało się zbliżać. Najwyraźniej nie znali polskiego, z otoczeniem porozumiewali się wzruszeniem ramion albo dziwnymi pomrukiwaniami, wieczorem w sobotę chlali na umór, a w niedzielę przeszkadzał im nawet dzięcioł na okolicznych drzewach. Reszta tygodnia to spokój: ciotki i kuzynki siedziały jak myszy pod miotłą, jakby w przekonaniu, że zaraz pojawi się Mściciel i sprawi im porządne lanie za chamstwo Głównego Właściciela. Do dzisiaj na słowo „taksówkarz” dostaję gęsiej skórki. Jest dla mnie synonimem łachudry, spasłej, niekontaktowej gnidy z pretensjami do tronu. Przykro mi, Panowie…
Stacja kolejowa. Dwa perony niechlujnie usypane, mały budyneczek co roku noszący ślady niedawnej szabrowniczej rozbiórki i lasek. Aż do widniejącej na horyzoncie poczty. Na początku pocztę z peronu było jeszcze widać. Później drzewa urosły, dzisiaj są dorosłym lasem i nikt nie wierzy, że kiedykolwiek mogło być inaczej. Na początku dzieci wychodziły do połowy drogi ze stacji, oczywiście ciekawe jakież to łupy wiezie ten czy ta, która wraca z dużego miasta. I żeby pomagać dźwigać to wszystko. Na miejscu, w wynajętym pokoju ciekawość gasła bardzo szybko, bliżej wyobraźni był Liwiec, małolaty i nastolatki tam się zbierały, zawsze było coś do zrobienia, opowiedzenia czy pokazania. Nawet łowiliśmy ryby. Oczywiście leszczynowymi wędkami. Miejscowe kiełbie świetnie się na to nabierały, wystarczył kawałek dżdżownicy i pasiasty stwór wił się na haczyku. Najlepiej smakowały smażone na maśle. Niestety trzeba się było sporo napracować i nie każdemu się udawało. Powstał więc system wymiany. Ty mnie dzisiaj swój łup, ja jutro tobie. Bo przecież patelnia ma swój minimalny wymiar i dwóch kiełbi nie opłaca się na niej obrabiać…
Miejscowi utrzymywali, że są rolnikami. Przyjmowaliśmy to na wiarę, choć nie wiem dzisiaj, co o tym sądzili moi rodzice. Bo niby jak być rolnikiem na piaskach ostatniej klasy? Niektórzy dojeżdżali do huty szkła w Wołominie, to była bardzo daleka droga, inny pełnili jakieś bliżej nieokreślone funkcje strażnicze. Ktoś miał warsztat spawalniczy, kto inny prowadził kiosk Ruchu, była też piekarnia, do której należało ustawić się w kolejce o piątej rano. A i to bez gwarancji, że coś dojdzie do zaspanego klienta. Potem pojawiały się chłopskie furki z aprowizacją. Mięso, świeże jarzyny, kury, kartofle. Właściwie nie trzeba było czekać na miejską, sobotnią dostawę. Wszystko dało się kupić na miejscu. A w niedzielę iść na obiad do sąsiedniej chałupy Zbrzeźniaków, gdzie stara Zbrzeźniakowi gotowała obiady dla co lepszych klientów. Poważnie – spędzali u niej lato Żuławscy, sam Pan Reżyser i jego nowa naonczas żona Małgorzata Braunek. Opowiadano, że ten stary świntuch sfilmował jej poród i umieścił w swoim najnowszym filmie. Parę lat potem ktoś to potwierdzał autorytetem człowieka piszącego notki filmowe – chodziło ponoć o „Trzecią część nocy”. Nie wiem jak było naprawdę, film zdał mi naprawdę dobry.
Miejscowi dysponowali trzema właściwie nazwiskami: Mech, Smogorzewski i Mikulski. Wymieniali się nimi podczas uroczystości zaślubin i chrzcin, mieszali, wyjeżdżali i wracali po latach – ale zawsze były tylko Mechy i reszta. No i ten już wymieniony Kubat od bram, ale jego uznawano za ”nowego”. Reszta nazwisk nie miała znaczenia, było ich zresztą ledwie dwa, czy trzy. Trzeba było się dobrze na początku wakacji napocić, by wyjaśnić ubiegłorocznym znajomym u kogo mieszka się w tym roku. Nie wystarczyło podać nazwisko, konieczny był dodatkowy opis: no, ten, u którego Danka dwa lata temu, no wiesz, obok tego zabitego siekierą… Bo trzeba Czytelnikom wiedzieć, że siekiera też była w robocie, dosłownie, a nie w przenośni. Oczywiście poszło o kobietę, niezbyt rozmowni adoratorzy miast dać sobie po ryjach i wypić tradycyjne pół litra na zgodę - urządzili prawdziwy pojedynek z użyciem ostrych narzędzi. Jeden był szybszy od drugiego, siekiera trafiła w głowę, chodziliśmy potem oglądać zabitego. Wyglądał ładnie, dwie części głowy zszyto zgrabnie, przez twarz cichej już ofiary przebiegała jedynie wyraźna szrama. Że dzieci, dopuszczano do takiej konfidencji? A czemu nie? Dla tubylców śmierć zawsze była częścią życia, a gnojki miastowe niech się uczą…
Miejscowi więc żyli ze swych po części tajemnych zajęć - i oczywiście z letników. Myślę nawet, że w pewnym okresie czasu wyłącznie z letników. Było tak, że dwa, a nawet dwa i pół miesiąca spędzane na wsi wymagały przywiezienia z miasta kilku zdobyczy cywilizacyjnych. Elektrycznych maszynek do gotowania, później gazowych, butli z gazem, telewizorów, pościeli, starych ubrań i butów, przenośnych radioodbiorników, rowerów - i tak dalej. Zimą to wszystko znikało, a futryny drzwi do tych domków, które stały samodzielnie nosiły znamiona wytężonej pracy łomem. Oczywiście po nastaniu nowego sezonu letniskowego natychmiast znajdowali się chętni, którzy za drobną opłatą naprawiali szkody. Taksówkarze – potentaci zawiadamiali dzielną milicję w pobliskim Jadowie, ta wykrywała albo częściej nie wykrywała, raz nawet założyła w Urlach stały posterunek na rok, ale dalej nic się nie działo, wywalone zamki i wybite szyby trzeba było naprawić i już. O zbójach wszyscy wiedzieli – a jednak sława Urli rosła z roku na rok. Przyjeżdżało ludzi więcej i więcej, w świat poszła wieść, że dzieci tu chowane, nawet te ledwie kilkutygodniowe, nie chorują potem cały rok, śpią znakomicie i nie trzeba ich nosić na rękach. To była najczystsza prawda! Moja dwójka wyrosła tak bezkonfliktowo zanim zdołałem się obejrzeć. To znaczy: konflikt był, a jakże, według szefowej pewnego domku po rozwodzie nie zasługiwałem już na stare miejsce. Musiałem poszukać nowego. Nie, nie było z tym kłopotów, syn nie umiał jeszcze dobrze chodzić, gdy wybrał się na spacer do budy psa, którego obawiała się nawet jego właścicielka, uznano to za jakiś znak, może omen (bo wyszedł z opresji cało, ciągnąc oszalałe z radości zwierzę za ogon), zresztą mijał właśnie dwudziesty rok mojego przyjeżdżania do Urli, byłem już w ćwierci „swój”.
Po co to wszystko? Po co gadać co kto robił kilkadziesiąt lat temu? Nie wiem do końca. Może dlatego, że dzisiaj z okna dość wygodnego i ładnie położonego domu w mieście patrzę na rodziców tych maluchów, których stadko ma nie więcej jak rok-dwa – i nie mogę zrozumieć jak ktoś jeżdżący autem za kilkadziesiąt tysięcy i zgrywający nababa wozi dzieciaka najdalej do sklepu na rogu sąsiedniej ulicy. |
1641 odsłon | średnio 5 (3 głosy) ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować |
Re: Letnisko | |||
Krzysztof J. Wojtas, 2011.04.18 o 19:42 | |||
No, w Urlach, w spartańskich warunkach, ale jednak - kilka lat wakacje spedzała moja rodzina. Sam nie wiem, kto mi to naraił - poszukiwałe jakiegoś miejsca na wakacje dla dzieci. Aż do rozpoczecia budowy domu. Wtedy juz nie było mnie stać na taki luksus.. A Kubat to podobno jakiś mój odległy kuzyn. On wskazał mi pierwsze lokum i przedstawił właścicielce. fajnie było. Najstarszy - Michał, tam się po raz pierwszy zakochał. Miał 5 lat. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Letnisko | |||
Były bloger, 2011.04.18 o 20:30 | |||
No widzisz Pan jaki ten świat mały... W domu Kubatów moja rodzina mieszkała z dziesięć lat. Kiedyś to był ceremoniał, wszystkie te przygotowania i instalacja rodziny na letnisku to była sztuka. Dzisiaj wiele osób uważa, ze wystarczy dzieciakom wizyta w świątyni typu Real, czy inny market, pobujają się na automatycznych samochodzikach, "będzie git". A z innej beczki: to się opłacało, pod każdym względem, tam naprawdę dzieciaki chowały się wyśmienicie, wystarczało im na cała zimę. No ale były inne niż dzisiaj "priorytety", więc dzieciaki jechały na wakacje i już. Czy Urle były takie drogie? Na początku nie. Potem przez tych sakramenckich cierpiarzy coraz droższe. A jeszcze później wszyscy się na nich wypięli, przyszły inne mody, ja sam jeszcze jako nastolatek chciałem poznać to i owo poza Liwcem. I rozpierzchło się bractwo po świecie. Wróciłem już jako ojciec. Nie uważałem za stosowne, by pokazywać cztero-pięciolatkom Francję czy Włochy, choć to był czas, kiedy mogłem. Dzisiaj g... mogę, a dzieci mają pretensje, że "nie zaliczyły". A niech tam! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Letnisko | |||
w.red, 2011.04.18 o 23:04 | |||
Można rzec. Inne czasy, inni ludzie i ..inne psy. A i miejsc tego typu mniej. Zaś nawet gdy takowe się trafi to zwykle "obłożenie" jest ponad normę. No i ten "grillowy" trynd :/ Przyroda też już mocno przetrzebiona, lasy prawie zmeriolowane, drób itp "pędzone chemią". Po prostu żal. pozdrawiam | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Letnisko | |||
Krzysztof J. Wojtas, 2011.04.19 o 04:21 | |||
Kiedyś wybraliśmy się na spacer po okolicy. Gdzieś tam jest jakaś posiadłość kościelna, ale to było chyba od strony Jadowa. Otóż szliśmy wzdłuż ogrodzenia tej posiadłości, tak ze trzy metry wysokiego, z siatki. Całą rodziną. Najmłodsze miało mniej niż rok (to ze 23 lata temu). W pewnej chwili do narożnika ogrodzenia, tuż przy nas, ale od wewnetrznej strony, podbiegł duży "wilczur" - czyli owczarek niemiecki. I błyskawicznie wspiął się po siatce do góry przeszedł ponad drutem kolczastym na zwieńczeniu i zeskoczył tuż przy nas. Stanąłem jak wryty (chyba bardziej żona). A nasz koleś spojrzał tylko na nas. Uśmiechnął się (od tamtej pory wiem i zwracam uwagę na mimikę zwierząt) , bo chyba zdawał sobie sprawę z naszych obaw. I spokojnie pobiegł gdzieś w swoich, psich sprawach. Do tej pory mam ten obraz w swej pamięci. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Letnisko | |||
Były bloger, 2011.04.19 o 08:33 | |||
Kiedyś wszystko, co było pomiędzy torem kolejowym, a Jadowem nazywało się Borzymy. Powiem szczerze, że nie mam pojęcia kto tam mieszkał, wiem tyle, że zaraz za pierwszym zakrętem po prawej stronie mieścił się jakiś ośrodek dziennikarski: kilka psich budek i murowanych pawiloników. Właściwe Urle to był obszar od torów szosą w stronę Strachowa. Zaczynało się wysokim murem kolonii kolejowej po lewej stronie drogi, zaraz za przejazdem - kończyło na płaskiej kolonii MHW. Dalej były Iły - i już nic, polna droga nie sprzyjała podróżom, nawet motorem ciężko było tam przejechać. Dzisiaj jest oczywiście inaczej, asfalt dawno doprowadzono do Pustych Łąk. Ludzie... Świat w kropli wody. Kiedy pewnego razu ktoś pokazywał mi małą, jakby stale przestraszoną blondyneczkę któż mógł przypuszczać, że to późniejsza Anna Maria Jopek? Guzik nas to wtedy obchodziło, temat raczej dla ciotek cierpiarzy i naszych mam, oczywiście z powodu ojca panienki, nie jej samej. Tajemnice własności działek, posiadłości i gruntów były w tej okolicy normą. Mniej więcej do roku 1986 nikt właściwie nie wiedział co jest czyje i dlaczego. Przypominano sobie o takich sprawach gdy okazywało się, że na przykład po drugiej stronie Liwca, dokładnie na wysokości Urli pewien komunistyczny idiota postanowił zlokalizować oczyszczalnię ścieków dla nowej fabryki chemicznej. Miały to być po prostu obsadzone specjalnym gatunkiem trzciny odkryte rowy. Pomagałem to wtedy wyszydzać w prasie, wykpiwać, interweniować, sam napisałem na ten temat ze trzy teksty, zdaje się że poskutkowało, żadna podobna bzdurna inwestycja wówczas nie powstała. Jak było później - nie wiem. Psy... Całe stada, zresztą powiększające się z końcem sezonu, nie wszystkie zwierzaki wracały do Warszawy. Owczarek niemiecki to był naonczas sznyt i styl, im groźniejszy tym więcej znaczył jego pan. Nie umiem wytłumaczyć czym było to spowodowane, może po prostu zwykłą ludzką głupotą? Tam w ogóle panowały jakieś dziwne mody i zwyczaje, przechodziło się obok dziwnych ogrodzeń, za którymi nie wiadomo co się kryło (Góra Strachowska), nikt nie chciał udzielać żadnych informacji, a miejscowi byli wyraźnie poddani jakiejś niejasnej dla mnie hierarchii, mocno akcentowanej i mocno pionowej. Pozdrawiam! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Letnisko | |||
Mik, 2011.04.19 o 09:11 | |||
Przychodzi baba do spowiedzi i wyznaje:Antos dobrze robil,potrafil 5 razy.Janek,a Jozek itd.Ksiadz z niedowierzaniem wychyla sie z konfesionalu,bo nie zna w parafii takiej osoby.Patrzy,a tam babulenka kleczy. Oj! babciu,babciu,czy to wszystko prawda?Prawda nie prawda,ale jak milo powspominac. Podobnie z tym PRLskim komunizmem.Byl lad,byla organizacja zycia,byly senatoria,byly wczasy etc,etc. Byli tez ludzie,a jacy?Oni sa teraz tez,ale czy to sa ludzie?Jedno wiem,ze juz czegos takiego nie bedzie,bo szuja i lobuz zostal uwolniony.Dzisiejsze straszenie octem na polkach,to nic innego jak dawna bron wszelkiej masci szumowin przeciw ladowi i porzadkowi.Kiedys bylo tych lobuzow sporo,ale za to dzisiaj mamy demonokracje i wolnych od odpowiedzialnosci sukinsynow cale szeregi. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Letnisko | |||
Były bloger, 2011.04.19 o 09:46 | |||
No cóż powiedzieć... Chyba to tylko, ze jeśli odwołuję się do dawnych czasów to na pewno nie w sensie chwalenia tamtego systemu. Chciałem opisać troskę rodziców o dzieci, tę niekłamaną, całkowicie apolityczną i przecież wcale nie przychodzącą łatwo. Ot, mała rzecz: gaz turystyczny, propan-butan, dzisiaj też do samochodów. Jeszcze w połowie lat osiemdziesiątych aby w Warszawie nabić kilka niewielkich butli trzeba było stać w kolejce do jedynego punktu na Jana Kazimierza całą noc. A bez tych butli już na letnisku wyżyć było z małymi dziećmi trudno. No to się stało. Dwa razy zarobiłem po tym staniu taką grypę, że musieliśmy przesuwać termin wyjazdu. Że pełno było naonczas sukinsynów? Ależ OCZYWIŚCIE! I prawda, że dzisiaj mają się jeszcze lepiej, są zamożniejsi, bardziej butni i bezwzględni. Ba, zdążyli stworzyć całe dynastie gnojów, którym "się po prostu należy". Więc w sumie moje wspomnienia raczej niepodobne do opowieści tej babuleńki przy spowiedzi. Tego nie wspomina się tak łatwo, nie koloryzuje w stronę pozytywów, to raczej wypluwa się z siebie. Opisuję rzecz całą raz oczyma dziecka, raz dorosłego po to, by obraz był jak najpełniejszy, kompletny. W obu przypadkach to była szkoła przetrwania. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Letnisko | |||
Mik, 2011.04.19 o 10:19 | |||
Panie Marku. Wspomnienia bywaja rozne.Majac jakies porownania,mozna se pozwolic na anlize.Piszac o tamtych czasach,z obecnej perspektywy widze jasno.Tamten system byl dobrym systemem dla ogolu a najbardziej logicznym dla naszej planety.Byl tez ogromnym problemem dla krajow,ze tak okresle, wolnych.To nie my obalilismy ten system,a obalily go wylacznie rynki zbytu,a wiec ludzie ktorzy w dupie maja systemy polityczne,a sa to ludzie bogaci decydujacy o wszystkim.Powracajac do tamtych PRLskich czasow.Bylismy atakowani ze wszystkich stron i nie bylo juz sposobu na unikniecie kolizji,wiec stalo sie jak stalo.Dawniej kradlismy wszystko,dzisiaj jest podobnie,lecz z wiekszymi trudnosciami,gdyz wszystko co bylo do ukradzenia zostalo zagrabione w imie jakichs idei,a ludowi pozostaly ochlapy.My ludzie,nie jestesmy doskonali.Marks,ja i inni nawolujac do skupiania sie w szlachetnych celach,dzisiaj stajemy sie posmiewiskiem.Moze kiedys,gdy zagrozenie naszej planety wzrosnie,cos takiego nastapi.Terazniejszosc tkwi w rabunkowej gospodarce.Produkujemy tony odpadow,ktore niczemu innemu nie sluza jak tylko wabik na klijenta.Te nasze wspolczesne niedoskonalosci mozna wymieniac w nieskonczonosc,ale teraz to pozbawione jest sensu.Gdy nastapi zagrozenie,to dopiero bedzie krzyk.Jedno wiem i to przekazalem swoim dzieciom.Nie ma bezinteresownych wojen,rewolucji!Jezeli ktos chce walczyc,niech zbiera armie i walczy.Ja po raz kolejny,nie dam sie wpuscic w maliny,gdyz uwazam ze zmiany na lepsze,moze wprowadzic tylko nauka,madrosc czlowieka a nie Marks czy ja. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Nasze wspolczesne osiagniecia | |||
Mik, 2011.04.19 o 10:41 | |||
Panie Marku Nie pisalem i nie pisze z zadna aluzja do Pana,czy kogokolwiek innego. Do najwiekszych,prawie swiatowych osiagniec polskich rzadow zaliczam:Ubranie orla w korone i zatkniecie polskiej flagi w gowno nie wspomne juz o ogolnej demoralizacji.Reszta tych osiagniec,ale to juz nie sprawa Polski,jest w rekach,ano i tutaj mam watpliwosci,CZYICH? Jezeli gdzies sie myle,prosze nie krytykowac,a wskazac. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Letnisko | |||
Krzysztof J. Wojtas, 2011.04.19 o 09:53 | |||
Cóż. Nie jestem związany z Urlami aż tak. Ot w latach 80-tych poszukiwałem miejsca pod W-wą z dobrym klimatem na letnisko. Polecono mi Urle. Może to był prof. Zalewski (pediatra), który (też okazjonalnie) został mi polecony jako opiekun zdrowia dzieci? Świetny człowiek - brał 1 USD za wizytę. Przyglądałem się jak sprawnie sprawdzał stan malego pacjenta. Sam w Urlach bywałem tylko w niektóre weekendy - stąd nie czuję sie nadmiernie zwiazany. A wynajmowaliśmy - juz później taki domek najbliższy Liwca - po drodze nad rzeczkę . Od centrum - daleko. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
© Polacy.eu.org 2010-2025 | Subskrypcje: | ![]() | ![]() | ↑ do góry ↑ |