słowa kluczowe: rodzina, społeczeństwo, zwyczaje.
Kultura i sztuka2011.1.16 14:00

Kolędowanie

 

Spotkania rodzinne

 
Rzadko już zdarza się wspólne śpiewanie kolęd. W części polskich domów zaledwie, bo i tradycja się zmienia. Kiedy pytam znajomych – częstą odpowiedzią jest, że jeżdżą „od rodziny do rodziny” na „kolacje wigilijną” . W pośpiechu, aby tylko zdążyć być i tu, i tu.
Coś gubimy w takim pośpiechu.
 
Rzadko już zdarza się wspólne śpiewanie kolęd. W części polskich domów zaledwie, bo i tradycja się zmienia. Kiedy pytam znajomych – częstą odpowiedzią jest, że jeżdżą „od rodziny do rodziny” na „kolacje wigilijną” . W pośpiechu, aby tylko zdążyć być i tu, i tu.
Coś gubimy w takim pośpiechu.

Pod koniec lat 80-tych, kiedy dzieci były małe, postanowiłem wprowadzić śpiewanie kolęd. Przez cały grudzień, poświęcaliśmy wieczory (z trójką maluchów – żona zwykle była zajęta różnymi czynnościami i tylko do nas dołączała poprawiając nadmierne fałsze) na naukę słów i śpiewanie.
Nie powiem, fałszowaliśmy równo, ale pod koniec jakoś tam zaczęło wychodzić.
No to zaprezentowaliśmy swe umiejętności na forum rodzinnym.
I.... oznaki niechęci.
Bo inne dzieci w rodzinie były nastawione na szybkie rozdawanie prezentów. Dla nich to było podstawowym punktem programu Wieczerzy Wigilijnej.

Z czasem przeforsowałem swój punkt widzenia, a nawet wymusiłem udział w śpiewaniu. Chociaż zawsze pojawiają się „przerywniki”. Cóż, rodziny się nie wybiera; rodzinę się ma.

Pokolenie rodziców już odeszło. Teraz już nam przypada rola podtrzymywania tradycji.
Od 5 lat wystawiamy przed domem szopkę – zdjęcie ubiegłorocznej:
brakszysz.salon24.pl/146204,moja-szopka-2009
W tym roku podobna – doszedł tylko osiołek przy żłobku.
I po Wieczerzy Wigilijnej śpiewamy kolędy.

No właśnie. W tym roku kiepsko to wypadło. Zapomina się słów, a gdzieś cię pogubiły teksty. Jak się zaś raz przerwie to i bywa, że nastrój gdzieś zanika. Kiepsko.

Dlatego po wewnętrznej naradzie rodzinnej (sam ze sobą) stwierdziłem, że robimy rodzinne śpiewanie kolęd.
Żona jak zwykle – oportunistka. Wiadomo – babie się nie chce. A przecież to tak niewiele roboty z przygotowaniami ;-)
Wszystkiego trzy dni pracy!!!

Pewnie Panie czytające naostrzyły już przynajmniej języki, aby przyciąć to bredzenie.
A co mi tam.

Niemniej udało mi się przekonać. Stwierdziłem – żadnych nadmiernych przygotowań. Żadnych wielkich wyszynków i napitków.
Wokół choinki poustawialiśmy krzesła. Stół i stoliki w kącie. Tam przekąski.

(Założyłem, i słusznie, że jak przyjadą ciotki , to poprzywożą choćby po kawałku własnego wypieku – na stole miały być te ich wyroby i to z fiszką, czyje, co jest – aby w razie czego przepis przekazać).
 
Małżonka upiekła domowego chleba, do tego był smalczyk domowej roboty + ogórki. To jak już ktoś chciał.
Jako głowa domu dokonałem kupażowania zapasu win własnej roboty – na grzańca. Bo na starcie każdy dostawał do wypicia, celem rozgrzania gardła, albo grzańca, albo szklankę gorącego, czerwonego barszczu (kierowcy).
Na zakończenie śpiewania przewidziany był bigos – tydzień przygotowań. I to wszystko.

Dla chcących wykorzystać doświadczenia organizacyjne; wydrukowaliśmy zestaw kolęd – na kartkach. Kilkanaście. I śpiewane były – „jak leci”, po kolei. Warto o tym pamiętać – gdyż śpiewniki nie zdają egzaminu. Każdy chce co innego. To śpiewanie trzeba uporządkować.

Zaprosiliśmy całą rodzinę. Oczywiście część miała „bardzo ważne sprawy”, części coś w ostatniej chwili wypadło, ktoś musiał się „urwać’ ze spotkania z ks. kardynałem Nyczem (akurat było tam jakieś)– dojechał później. Ale i tak było około 30 osób.
I śpiewaliśmy.
Nawet niektóre kolędy „na głosy”. Nie przypuszczałem, że tak szybko i łatwo da się zgrać to wspólne śpiewanie. Bo to byli ludzie już blisko 80-ki, a i młodzież kilkunastoletnia.

Co jeszcze.
Ano – zorganizowaliśmy konkurs na wykonanie rodzinne kolędy. Nagrodą była pozostałość po świętach – ostatnia szynka – osobiście wędzona. Powstały tworzone ad hoc grupy.
Nagroda została rozdzielona sprawiedliwie – tylko smak pozostał.

A na koniec, kiedy gardła były „rozgrzane” (nie mylić z sędzinami) – nawet nie przypuszczałem, że tyle tego grzańca pójdzie - to jeszcze wykonaliśmy parę innych pieśni. Udało się, co skonstatowałem ze zdziwieniem, bo nie sądziłem, że w rodzinie są też takie zainteresowania, wykonać na trzy męskie głosy „Czerwony pas”.

Cała impreza zaczęła się około 17.00 – pierwsi goście, a skończyła około 22.00. Myślę, że wszyscy byli zadowoleni. Sugestia, że powinniśmy to robić co roku w różnych miejscach – znalazła pełną akceptację.

Opisałem dość dokładnie „cykl organizacyjny” – do wykorzystania, bo niekiedy chciałoby się coś takiego zrobić, ale powstają obawy, że to „trzeba się pokazać”, przygotować itd. Tymczasem tu najważniejszy jest program spotkania, a ten jest oczywisty. Reszta daje się dopasować. Jakby co – jedzenia, ciast i napitków – przywiezionych przez gości – sporo jeszcze zostało, bigosu też. To naprawdę trzeciorzędna kwestia.

A spotkać się warto. 

945 odsłon średnio 5 (4 głosy)
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować    blog autora
Re: Kolędowanie 
w.red, 2011.01.16 o 14:15
Można tylko pozazdrościć. Fakt faktem że istota tej tradycji rozpływa się w morzu drugorzędnych "przydatków" lub zostaje nimi zdominowana. Cieszy zaś że choć w nielicznych domostwach tradycję się podtrzymuje.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Kolędowanie 
Krzysztof J. Wojtas, 2011.01.16 o 15:24
w.red
W moim wypadku trudno mówić, że tradycję się podtrzymuję; chyba, że jako czerpanie z polskości.
Mam nadzieję, że mój przykład zachęci innych.
Bo naprawdę widziałem radość w wielu oczach.

A wystawianie szopki - próbuję namawiać, kogo się tylko da. Także poprzez proboszcza. Kiepsko idzie, bo u księży widzę, że odbierają to na zamach na "ich" domenę. A przecież takie strojenie domów byłoby interesujące dla wszystkich.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Kolędowanie 
Malawanda, 2011.01.25 o 20:05
Wigilia na trzydzieści osób? Serdeczne pozdrowienia i wyrazy uznania dla Małżonki:)
Najważniejsze, że byli Państwo RAZEM: ludzie już blisko 80-ki, a i młodzież kilkunastoletnia. Najcenniejszy udział młodzieży, w nadziei, że podtrzymają tradycję.
U nas zawsze śpiewamy kolędy, w stałej kolejności ( na koniec o wilczku i owcach - to jest deser:) Natomiast bigos i szynka - nigdy we Wilię, dopokąd nie wrócą z Pasterki. Młodzi( co najmniej w 8 osób) w świąteczne wieczory stają się kolędnikami, znajome domy nawiedzając.
A wspólne śpiewanie( w różnych okolicznościach) ma bardzo wiele zalet.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Kolędowanie 
Krzysztof J. Wojtas, 2011.01.25 o 22:37
Wigilia jest tradycyjna; tu opisane wspólne, rodzinne spiwanie kolęd. to było przeciez 15 stycznia.
(Jako reakcja - moja, że spiewanie po Wieczerzy było "takie sobie").
Pozdr
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Kolędowanie 
Malawanda, 2011.01.26 o 00:18
Aaa, więc w karnawale, hmm, po lekturze opowiadania jednego z iberoamerykańskich pisarzy ( dawno temu)zakazałam całej rodzinie śpiewania kolęd w innym czasie, niż Wigilia Bożego Narodzenia. Więcej tymczasem nie wyjaśnię z racji obawy przed naruszeniem najwyższych zasad, tu kategorycznie określonych.
Natomiast, cokolwiek naruszając regulamin, wobec dygresji na odmienny temat, nie mogę nie oderwać od kronik Pańskich podróży, z konkluzją, że ma Pan, nie, źle, że że mój syn ma porównywalną z Pańską ciekawość Świata. Poznał m.in. Środkowy Wschód jeszcze inaczej, bo podróżując autostopem. Młodzi współcześnie mają znacznie łatwiej, niż my( nie to, co dawniej, paszport.. wiza..)

Serdeczności
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Kolędowanie 
Piotr Świtecki, 2011.01.26 o 02:08
No właśnie, ja niniejszym usiłuję wydusić z (syna?) Malawandy dokładniejsze relacje!

Szczególnie że co i rusz ocieramy się o kwestie zmagań cywilizacji, a tymczasem większość z nas zapewnie nie miała zbyt wielu okazji do osobistego otarcia się o cywilizacje inne, niż judaistyczna (i to nie zawsze uświadamiając sobie co się dzieje) i łacińska.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Kolędowanie 
Krzysztof J. Wojtas, 2011.01.26 o 07:15
Synowie też sie tam gdzieś włóczyli. Przed moim pobytem na "chińskiej " trasie, oni wybrali się swoimi drogami przez Bałkany, Turcję do Iranu. Minęliśmy się o pół dnia w Konstantynopolu.
I też nie chcą specjalnie napisać.
Wcześniej starszy był w Gruzji.

Odnoszę wrażenie, że dla nich pobyt tam jest tylko ciekawostką, a nie wyzwaniem.
Przed wyjazdem do Indii i Nepalu - dostałem paszport dopiero tydzien przed wyjazdem, po korowodach.
Dzień decyzji (3kwietnia 1984) to dzień urodzin Michała (najstarszego). Jakoś pozałatwiałem sprawy rodzinne, aby tylko jechać, Tyle, że ciężko to przetrwałem - szczepienie zaowocowało gorączką, a wobec wyczerpania z racji organizacji wszystkiego, chyba byłem osłabiony. Przez ten czas niewiele jadłem i spałem. Teraz to jestem leń i słabo zorganizowany i zaczynam byc chory. Na starość.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
linki, cytaty, nowiny
najwyżej  oceniane
zeszyty tematyczne
najbardziej kontrowersyjne artykuły
najnowsze komentarze

© Polacy.eu.org 2010-2025   Subskrypcje:    Atom   RSS  ↑ do góry ↑