słowa kluczowe: agresor, samoobrona, wojna domowa. | |||
Polska | 2011.07.14 20:02 |
Wojny wewnętrzne | Były bloger | ||
...czyli czy można lać zbója? | |||
Ze szkoły znamy tę w Hiszpanii z roku 1936. | |||
Hemingway w „Komu bije dzwon” opowiada o okropnościach
jednego z jej wcieleń, ale literackie to bardzo, jednostronne i mało
współczesne. „Guernica” Picassa szokuje jako kakofonia rysunku, nie migawka czy
synteza zbrodni. To są wszystko wzorce odległe od Bejrutu, czy innych nie tak
dawnych wojen bliskowschodnich, Bejrut zresztą też jest tak egzotyczny, że trudno
się odwołać do wspomnień znajomych z pobytów w tym mieście. Wojny domowe są dla
nas czymś mitycznym: podobno bywały, a nawet są i dzisiaj - ale daleko, więc kto
by tam sobie nimi głowę zawracał. Nie odróżniamy stron konfliktu, nie wiemy kto zaczął i czy w słusznej, czy niesłusznej sprawie. Sączone do polskich umysłów talmudyczne „mądrości etapów” miały swój niemały udział w mąceniu obrazu. Raz sprawozdają tak – innym razem inaczej. Co dzisiaj właściwe – jutro naganne i karalne. Haggada – akurat pasująca baśń, czy narracja. A ludzki umysł wyrzuca na śmietnik te informacje, których albo nie ma do czego przypiąć, albo są zbyt skomplikowane. Więc nie wiemy czym są wojny domowe. Choć mamy je już u siebie, każdego dnia i w coraz intensywniejszym rozmiarze. W sieci kilkanaście dni temu ukazała się informacja i film o likwidacji nielegalnego rzekomo punktu sprzedaży truskawek w Warszawie. Obejrzyjcie proszę, warto, ponieważ tak się wojny domowe zaczynają i tak przebiegają: od zanegowania prawa własności jednostki w imię jakiegoś innego urzędniczego prawa czy przepisu. Od przemocy w majestacie operetkowych czapek straży miejskiej, od zniszczenia dobra, które mogło służyć komuś, przede wszystkim właścicielowi i jego klientom. Tym razem siła zdominowała jednostkę, tak, sprzedawcy truskawek są piekielnie szkodliwi i niebezpieczni, trzeba było wykręcać ręce i stosować inne pieszczoty w trzech na jednego, niechaj wie przestępca jeden! Pewnego dnia w bardzo podobnej sytuacji z tłumu padnie strzał. Najpewniej pierwszy polegnie umundurowany spaślak. I potoczy się lawina… A może kula poleci w przeciwnym kierunku? Gumowe już tak latały, ba, zdołały wybić oko pewnemu fotoreporterowi… Dzieci osób uważanych za ważne i nietykalne w tym państwie nabrały wigoru. Potomkowie sędziów, prokuratorów, policjantów czy nawet pewnego wędrownego plemienia (Szoszonów?) organizują kilkudziesięcioosobowe prywatki z narkotykami na klatce schodowej, pijaństwem jakiego świat nie widział, rzyganiem wszędzie, na przykład na lokatorów wchodzących do domu. I nic, nie wolno uderzyć, nie wolno dać w mordę, bo ruszy Najsłuszniejsze Prawo w Europie, sprawca zostanie związany i dostarczony przed oblicze kata. Skarga do urzędu czy administracji? Proszę bez kpin – taka skarga powoduje prywatną zemstę jednego czy drugiego gnoja, jakaś wybita szyba w prywatnym samochodzie, jakieś inne małe zniszczonka… Jeśli wiadomo, że policja nie pomoże, reszta dróg formalnych też nie – to dusić, czy użyć tęgiego kija? Wojny domowe nie znają pojęcia linii frontu. To znaczy: ona jest, a jakże, tylko dzisiaj tu, jutro tam. Wojsko po obu stronach jest bez mundurów i jakichkolwiek oznak przynależności. Dzisiaj rozmawiamy ze sprawcą zamieszania, burdy, czy przemocy, bo nie mamy pojęcia kto to – jutro będziemy musieli dać mu w łeb. Sprawcy liczą na to, że nikt jako tako bywały w polskim cholernym systemie „sprawiedliwości” nie zaatakuje intruza pierwszy, bo nie będzie się to zgadzać z polską wykładnią obrony koniecznej. A w większości wypadków atak wyprzedzający to jedyna skuteczna obrona, minimalizująca ofiary i zapewniająca bezpieczeństwo potencjalnej ofierze ataku szaleńca, czy zbyt pewnego siebie gnoja. Sprawcy liczą na bezruch ofiary – ale pewnego dnia stanie się inaczej, krew jest czerwona nawet gdy tata prokurator. I ból: złamana ręka boli jak cholera. Liczysz się z tym, wypierdku? Kto roznieca ogień, kto go podsyca, kto tym wszystkim steruje? Pisze już o tym tyle osób, że nie ma co powtarzać argumentów. Spsili nam naród, zdegenerowali, wbili w dług i poczucie winy, zastraszyli mnogością służb, których nawet w PRL-u ze świecą by szukać. No ale wtedy jedna z najpotężniejszych mafii świata, SB, dusiła konkurencję w zarodku. Dzisiaj nieco osłabła i pozwoliła na noszenie pistoletów i kajdan nawet policji skarbowej. W zamęcie lepiej wychodzą mętne interesy. Do czasu niestety. Zgodnie z carska zasadą: ludzi można podduszać, wówczas wojują o przeżycie, o zachowanie majątku, o lepsze wegetowanie. Ale nie wolno ich dusić wprost – walka o życie bywa krwawa i agresorowi też się dostaje. |
982 odsłony | średnio 4,5 (6 głosów) |
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować |
Re: Wojny wewnętrzne | |||
w.red, 2011.07.15 o 00:29 | |||
Wedle "filozofów walki" kraju kwitnącej wiśni wygrana walka to ta której udało się uniknąć ( co nie jest tożsame z tchórzostwem). "Ugiąć się by zwyciężyć" to zasada "judo" (jednego z wielu stylów walki dalekiego wschodu). Znajduje ona w mniejszym czy większym stopniu odzwierciedlenie także i w innych stylach. Można by więc pokusić się o stwierdzenie że sztuką jest unikanie ostatecznej konfrontacji na korzyść "pokojowego" sposobu załatwienia problemu. I ta "filozofia" jest mi bliższa niż koncepcja "ataku wyprzedzającego" zakładającego nieuchronność ataku drugiej strony. Poważył bym się nawet o twierdzenie że jest ona bliższa chrześcijańskiej filozofii (choć kulturowo odległa). Wojna domowa to najstraszniejsza ze wszystkich wojen bo "brat zabija brata" (lub może raczej człowiek unicestwia samego siebie). A skutki jej są znacznie bardziej dolegliwe i wygaszenie walk daleko bardziej trudne o ile nie niemożliwe. Zagadnienie "obrony koniecznej" jest w swojej naturze ogromnie skomplikowane bo wiąże się z adekwatnością środków użytych do obrony w odniesieniu do stopnia zagrożenia. I nie idzie tu nawet o skutki prawne co o sumienie. Bo ono w istocie jest dla nas nieprzejednanym sędzią i zwieść się go nie uda. Inną sprawą jest też kwestia obrony dóbr. Gdyż kluczowym problemem jest czy jakiekolwiek dobra są w stanie zrównoważyć ludzkie życie. W mojej ocenie nie. Zgadzam się że z całą premedytacją chce się doprowadzić do wewnętrznego konfliktu i czyni się w tej mierze co tylko możliwe by on zaistniał. Konfliktuje się nie tylko określone grupy społeczne i środowiska co nawet rodziny. I wszelkie metody dla uzyskania efektu są do tego dobre. Piszę o tym od dawna bo i od dawna się to czyni. Gdyż destrukcyjne działania mające zdestabilizować nasze państwo i zniszczyć więzi międzyludzkie prowadzone są od dawna. Dlatego jedyną nadzieją dla nas jesteśmy ...my sami. Tyle że musimy ze sobą uczciwie z czystymi intencjami zacząć rozmawiać. To jedyne remedium na zaplanowaną atomizację i skonfliktowanie społeczeństwa. dobrej nocy :) | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Wojny wewnętrzne | |||
Były bloger, 2011.07.15 o 10:08 | |||
Zapewne W.redzie jestem dziwnym w tej materii człowiekiem... Bo z jednej strony racja co Pan piszesz o własnym sumieniu i wartości ludzkiego życia. Z drugiej w prostym rachunku moje i mojej rodziny (życie) po wielokroć więcej warte, niż cudze, zwłaszcza gdy mam na myśli agresora. Dla mnie tak to jest... Dylemat "dać się zabić w imię dowolnych wartości - czy utłuc napastnika" rozstrzygam krótko: ubić napastnika. Czy jestem zatem gorszym chrześcijaninem? Nie sądzę. Uważam natomiast, że solidna, bolesna i dolegliwa nauczka niektórym prowokatorom i agresorom po prostu się należy. I daję słowo, że nie miałbym najmniejszych wyrzutów sumienia po obiciu mordy temu czy owemu. Proszę też pamiętać słynne powiedzenie de Saint Exupery'ego: "Jeśli pozwolisz, by robactwo się rozmnożyło - rodzą się prawa robactwa. I rodzą się piewcy, którzy będą je wysławiać". Pisze Pan, że musimy ze sobą uczciwie z czystymi intencjami zacząć rozmawiać. Piękna teoria! A co Pan uczynisz będąc przekonanym (jak ja jestem),że są ludzie kompletnie pozbawieni uczciwości i czystych intencji? Też z nimi rozmawiać? A reszta może przy jakiejś innej okazji, to są rozmowy wielogodzinne, przy dobrym piwie i golonce. Pozdrawiam! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Wojny wewnętrzne | |||
Mik, 2011.07.15 o 10:48 | |||
"A co Pan uczynisz będąc przekonanym (jak ja jestem),że są ludzie kompletnie pozbawieni uczciwości i czystych intencji? Też z nimi rozmawiać?" PS. Podejzliwosc powoduje to, ze przestajemy ze soba rozmawiac, a co najgorsze w tym wszystkim jest, zatracilismy do siebie zaufanie.Stalismy sie koltunami, ktorzy nie potrafia juz zrozumiec uzasadnionych argumentacji. Potrafimy jedynie sie gniewac za zwrocona uwage. Ja zawsze mam racje, chociaz ta racja stoi w sprzecznosci z logika.Co mi ten baran bedzie tlumaczyl, pozostane oslem, a barany zawsze sie skupiaja w momencie zagrozenia, a osly tylko wierzgaja kopytami. Zawsze staram sie byc czlowiekiem rozumnym, ktory potrafi wysluchac drugiego czlowieka i dojsc z nim do porozumienia.Osiol i baran to dziwne stworzenie. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Wojny wewnętrzne | |||
w.red, 2011.07.15 o 11:30 | |||
Zacznę może od tego, że nie zwykłem postrzegać kogoś w kategorii gorszy - lepszy chrześcijanin. Bo chrześcijaninem się jest lub nie (a przynajmniej czuje). Dla mnie to droga, skomplikowana i zawiła. Pełna upadków i rzadko kiedy wzlotów. Każdy podąża nią na miarę swych możliwości. Tu nie da się czegoś sforsować "na siłę". Ocena tych wysiłków nie należy do innych ludzi ale do nas samych i Stwórcy :) Być chrześcijaninem nie oznacza dla mnie dać się utłuc bandziorowi czy też pozwolić i zaakceptować uśmiercenie innego człowieka (o bliskich nawet nie mówię bo to rzecz oczywista). I obrona jest tutaj czymś naturalnym, tak jak w przypadku gdy kiedy zostanie się zaatakowanym lub ktoś zaatakuje drugiego człowieka. Zatem w tej kwestii jesteśmy zgodni. Dla mnie jednak już obrona własności nie jest tak jednoznaczna bo tu życie ludzkie jest wartością nadrzędną. Mam podobne obiekcje w kwestii rozmowy z niektórymi ludźmi (przykładowo: z komunistą, lewicowcem mogę rozmawiać, ale z "platfusem" i "przefarbowanym lisem" już nie). W stosunku do innych staram się przełamywać, czynię to wbrew naturze (bo jestem cholerykiem z usposobienia), ale staram się pracować nad sobą i zrozumieć innych. Czyli w zasadzie wcale się nie różnimy ^^ | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Wojny wewnętrzne | |||
Christophoros Scholastikos, 2011.07.22 o 21:05 | |||
Panowie, jeśli kiedyś będą się szykowały wielogodzinne rozmowy przy dobrym piwie i golonce, to bardzo proszę pamiętać i o mnie. Pozdrawiam smakowicie | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Wojny wewnętrzne | |||
Były bloger, 2011.07.23 o 07:09 | |||
Z cała pewnością! Problem jest właściwie tylko jeden: wola, miejsce (bośmy przecież niemal z całej Polski) i ze dwa dni wolne minimum. Pozdrawiam! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Hemingway i Picasso – dwa zgniłe propagandowe jaja | |||
Hanys2, 2011.07.22 o 20:55 | |||
Chciałbym wtrącić tutaj swoje trzy grosze, ale z góry przepraszam, że nie w temacie wojny domowej jako takiej. Drażni mnie postać amerykańskiego pisarza, „największego od czasów Szekspira”, jak w 1950 roku donosił New York Times. Hemingway, redaktor, korespondent, obieżyświat, myśliwy, pisarz, noblista i autor bestsellerów, które swego czasu należały do obowiązkowych lektur w szkołach PRL-u, był w rzeczywistości, o czym chyba mało kto wie, podłym małym człowieczkiem i wielokrotnym MORDERCĄ. W liście do swego przyjaciela Charlesa Scribnera z 27.08.1949 przechwalał się, że zabił z całą pewnością 122 Niemców, nie licząc przypadków wątpliwych. Jeden z takich ”pewnych” przypadków, gdy Hemingway przebywał w 1994 roku we Francji jako korespondent wojenny, a przy okazji, by mu poziom adrenaliny/cortisolu zbyt mocno nie opadł, zabawiał się w dowodzenie jednego z oddziałów francuskiego ruchu oporu (Maquis), wyglądał według jego własnych słów dokładnie tak: „Raz zabiłem SS-mańskiego chwasta, który, gdy mu powiedziałem, że go rozwalę, jeśli nie zdradzi mi swych „znaków drogowych” (dystynkcji? dosłownie: „his escape route signs”), odpowiedział mi: nie zabijesz mnie, ponieważ wy się boicie i jesteście zdegenerowaną mieszaną rasą, a poza tym to byłoby wbrew Konwencji Genewskiej. Ależ bracie, odpowiedziałem mu, mylisz się bardzo, i strzeliłem mu trzy razy w brzuch, a gdy osunął się na kolana, strzeliłem mu jeszcze raz w łeb, aż mu mózg wypłynął przez usta, a może przez nos”. Koniec cytatu z wypowiedzi mordercy jeńców wojennych. I jeszcze kilka słów o malarzu Picasso i jego obrazie „Guernica”, który uchodzi za jeden z najbardziej znanych na świecie obrazów antywojennych. Otóż Picasso namalował go z myślą o światowej wystawie malarstwa w Paryżu, na KILKA MIESIĘCY PRZED faktem zbombardowania miasteczka Guernica przez Niemców (legion Condor) w czasie krwawej wojny domowej w Hiszpanii, w dniu 26 kwietnia 1937 roku. Wymiary obrazu to: 7,32 x 3,50 m. Wyznaczonym celem dla samolotów niemieckich (3 klucze po 6 samolotów, a może także jakieś samoloty włoskie, ale to niesprawdzona i nie potwierdzona wiadomość) było zbombardowanie przeprawy mostowej Rentiera na rzece Rio Oca, na trasie odwrotu b.dużego zgrupowania „czerwonych” z Guernica do Bilbao. Bomby chybiły celu i spadły na miasteczko, skądinąd miejsce sporej koncentracji oddziałów republikańskich, powodując śmierć około 120-250 osób (a nie 11 tysięcy, jak do tej pory podaje socjalistyczna propaganda). Trzeba pamiętać, że w tamtym czasie ani Niemcy ani ich przeciwnicy nie dysponowali jeszcze precyzyjnymi przyrządami celowniczymi do zrzutu bomb. Zdaje się, że doskonałe uchwyty do bomb i dźwignie wyrzutników były pomysłu polskich konstruktorów i inżynierów, ale te powstały dopiero w czasie IIWŚ w latach 1940-1943 Patrz: www.kki.pl | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Hemingway i Picasso – dwa zgniłe propagandowe jaja | |||
w.red, 2011.07.23 o 00:43 | |||
Hmm...,tego....,tam... To kiedy przeczytam że II światową rozpętali podli Polacy nie rozumiejący, że Hitler przyniósł im wszystko co najlepsze ? Wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Hemingway i Picasso – dwa zgniłe propagandowe jaja | |||
Hanys2, 2011.07.23 o 11:06 | |||
Hmm... To oczywiście absurdalny żart, co napisałeś. Wiadomo, że Adolf rozpoczął wojnę. Ale kto mu z pełną premedytacją bądź nieświadomie, ale bardzo wydatnie, w tym dopomógł, to już dzisiaj nie za bardzo wiadomo. Często myślimy o Gdańsku i o tzw. korytarzu, ale o tym, co się wtedy działo w sanacyjnej (=faszystowskiej) przedwojennej Polsce z mniejszościami narodowymi, zwłaszcza z niemiecką, a także z żydowską, ukraińską itp., o tym z powojennych oficjalnych przekazów kompletnie nic nie wiemy i chyba zbyt łatwo zamiatamy te bolesne ale jakże istotne dla oceny "całokształtu" sprawy pod dywan. Wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Hemingway i Picasso – dwa zgniłe propagandowe jaja | |||
w.red, 2011.07.23 o 14:13 | |||
Daleki jestem od gloryfikowania Polski sanacyjnej, ale przyrównanie jej do faszystowskich państw nie znajduje potwierdzenia w faktach. A "mniejszości" czy to żydowska czy niemiecka miały się w niej całkiem dobrze (o ile nie lepiej). Tyle że nie zaakceptowano ich aspiracji do tworzenia państw w państwie. Dziś jest o tyle podobnie co wtedy, tylko że nie tylko im się tego nie broni co nawet do tego zachęca i stwarza warunki. Bo zdrajcy i złodzieje sprawują w tym nieszczęsnym kraju "rząd dusz" grabiąc i wyniszczając własne państwo oraz dezintegrując i niemal fizycznie likwidując własne społeczeństwo. Zatem dziś nie jest problemem wymierzona przeciw "mniejszościom" działalność czy ograniczanie ich praw. Ale raczej zbytnie ich uprzywilejowanie w ramach państwa kosztem praw i interesów rdzennego społeczeństwa. I tak to widzę. | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
Re: Hemingway i Picasso – dwa zgniłe propagandowe jaja | |||
Były bloger, 2011.07.23 o 07:06 | |||
Jest taka teoria, która powiada, iż film niemal natychmiast po swoich narodzinach stał się narzędziem propagandy i co najmniej w dwóch krajach, USA i Rosji Sowieckiej wykorzystywanie celuloidowej taśmy do celów indoktrynacyjnych osiągnęło najwyższy poziom. Podzielam to zdanie. Ba, podejrzewam wręcz, że to samo można powiedzieć o takim rodzaju literatury, jaki uprawiał wspomniany Hemingway. Picasso w niczym tu od literackiego modelu nie odstaje. Nie zajmowałem się w swoim felietonie tym aspektem rozważań, podjąłem próbę przekazania własnych impresji dotyczących wojny domowej jako takiej. Ta w wydaniu Hemingwayowskim jest jaka jest: pełna fałszywych pasji, zgrabne opisywanych ekscesów seksualnych i rzuconych na piękne krajobrazy kiepskich rozważań socjologicznych. Ale cóż: wszędzie tak właśnie rodziło się lewactwo... Pozdrawiam i dzięki za cenne uzupełnienia! | |||
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć |
© Polacy.eu.org 2010-2024 | Subskrypcje: | Atom | RSS | ↑ do góry ↑ |